W bazylice św. Brygidy w Gdańsku abp Tadeusz Wojda przewodniczył Mszy św. upamiętniającej 51. rocznicę wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu.
Już na wstępie metropolita gdański podkreślił, że ta wspólna modlitwa jest upamiętnieniem wydarzeń Grudnia 1970 roku. - W sposób szczególny chcemy polecać Bogu tych, którzy oddali swoje życie w obronie praw ludzkich oraz za wolność naszego kraju - podkreślił abp Wojda.
W homilii arcybiskup dodał, że w historii naszego narodu wiele było cierpienia i zniewolenia, krzywd i poniżenia. Zaznaczył, że po II wojnie światowej, nastała nowa okupacja ideologii sowieckiej. - Komunistyczna władza starła się wszystkim wmawiać, że socjalizm to bezkryzysowa, pełna harmonii i pokoju droga rozwoju społeczeństwa i jednostki. Ale zamiast tego, szerzył się marazm i beznadzieja. Postępowało zubożenie. Ludziom odbierano wolność i godność, a wtórowało mu zafałszowane sądownictwo, prześladowanie oponentów i systemowa walka z wiarą, Kościołem i praktykami religijnymi - mówił hierarcha.
Abp Wojda przypomniał, że skutkiem tego były rosnące napięcia społeczne i coraz bardziej dostrzegalne kryzysy, których przejawem były strajki robotników. - Te ostatnie tłumiono bezlitośnie i krwawo, jako przejaw nietolerancji i wrogości wobec państwa oraz władzy - dodał metropolita.
- Przyczyn strajków było z pewnością wiele, ale wszystkie świadczą o obcości ówczesnego systemu społeczno-politycznego w polskiej rzeczywistości. Świadczą również o głuchości władzy, jej braku zainteresowania losem Polaków. Swoją słabość władze przykrywały systemem bezwzględnej kontroli społeczeństwa, posługując się przy tym drakońskimi metodami. Nic więc dziwnego, że pojawiało się niezadowolenie i wybuchały strajki, które władza próbowała przykryć kurzem zapomnienia - podkreślił arcybiskup.
- Strajki jednak wyznaczały drogę ku wolności i suwerenności narodu oraz ku prawdziwej demokracji. Wzrastała bowiem świadomość Polaków, że narastające kryzysy mają korzenie nie tylko ekonomiczne, ale przede wszystkim społeczne i polityczne - dodał metropolita.
- Dzisiaj upamiętniamy jeden z tych kryzysów, który przerodził się w manifestację i strajki Grudnia 1970 roku. Bo naród nie mógł już dłużej znieść przedmiotowego traktowania ludzi. Władze postawiły w stan gotowości tysiące funkcjonariuszy. Nie zważając na to, strajkujący wyszli na ulicę. Zaczęły się walki, polała się krew. Tamte wydarzenia odcisnęły bolesne piętno na kartach naszej historii, przynosząc śmierć wielu osób. Dla władz nie liczyło się bowiem dobro ludzi - mówił metropolita.
Arcybiskup Wojda sformułował tezę, że dramatu Grudnia '70 dało się uniknąć. - Gdyby ówczesny system polityczny wsłuchał się w głos społeczny, gdyby okazał więcej wrażliwości na potrzeby ludzi i gdyby otworzył się na dialog społeczny. Władze nie doceniały jednak zachodzących zmian w świadomości osób pracujących. Świadomości, która budziła się coraz mocniej i radykalizowała nastroje przeciw władzy komunistycznej, a jej symbolem stawała się biało-czerwona flaga - zakończył metropolita.