O dialogu międzyreligijnym i swoich relacjach z katolikami mówi Jakub Szadaj, przewodniczący Niezależnej Gminy Wyznania Mojżeszowego w RP.
Ks. Maciej Świgoń: 17 stycznia obchodzimy w Kościele katolickim 25. Dzień Judaizmu. Jak, Pana zdaniem, powinien wyglądać dialog międzyreligijny?
Jakub Szadaj: Tak, jak wygląda to w Gdańsku, m.in. w katedrze oliwskiej. Cieszę się, że taki dzień został zainicjowany. A to m.in. dlatego, że Jan Paweł II w 1986 r. zaprosił wyznawców różnych religii do Asyżu i wtedy powiedział, że jesteśmy starszymi braćmi w wierze oraz że antysemityzm jest grzechem. Gdyby papież tego nie powiedział, na pewno gorzej by się nam żyło. Nie byłoby wspólnych spotkań, kontaktów między wyznawcami różnych religii. Do dzisiaj chwalimy Jana Pawła II, bo zrobił dla nas coś, czego nikt inny wcześniej nie dokonał. A niby to takie proste. Cieszę się więc, że wy chcecie spotykać się, rozmawiać. Bo gdybyśmy tylko my chcieli, nawet bardzo, to byłoby za mało. Ten dialog był kiedyś bardzo trudny. Teraz ludzie już inaczej patrzą na świat, na inne religie. Jest bardzo dużo postępowych gmin judaistycznych, np. w Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy Holandii. Tam ponad 80 proc. to gminy postępowe, które mają już zupełnie nowe podejście. Dlatego cieszę się, że do tego dialogu doszło.
Wspomniał Pan, że ten dialog kiedyś był trudny...
Dużo w życiu przeszedłem. W młodości zostałem skazany na 10 lat pozbawienia wolności [za kierowanie organizacją antyrządową - przyp. red.]. Zwalono wszystko na karb mojego pochodzenia. Przecież, według ówczesnej władzy, "czysty" Polak nie walczyłby z ustrojem. A to przecież nieprawda. Kiedy tata odwiedził mnie w więzieniu, zapytał, jak mogłem postąpić tak, że teraz tu jestem. Odpowiedziałem, że przecież tak mnie wychował. Machnął wtedy tylko ręką. I to jest to, że nasze podejście do ludzi, także tych innej wiary, wynosimy z domu. Oczywiście, nie muszę lubić wszystkich spotkanych osób, ale to nie oznacza, że nastawiam się negatywnie do tego, w co wierzą. Niestety, żydzi są tak postrzegani. Jednak proszę zobaczyć - to Mojżesz dostał tablice od Boga, a w katolicyzmie jest to podstawa, fundament. Mamy więc wspólne korzenie, modlimy się do jednego Boga. Dlatego nie potrafię zrozumieć tego negatywnego podejścia do nas.
Tego dialogu doświadcza Pan również w domu...
W moim rodzinnym domu wisiały krzyże, bo ciocia była katoliczką. I mojemu tacie to nie przeszkadzało. Moja żona jest katoliczką i zostanie nią aż do śmierci. Ma swoją wiarę, a ja mam swoją. I sobie w tym nie przeszkadzamy. Jeżeli przychodzi ksiądz po kolędzie, to przychodzi do niej. Jeżeli przychodzi rabin, to przychodzi do mnie. To w ogóle nam nie przeszkadza. Jesteśmy otwarci. Żona wiedziała przecież, za kogo wychodzi. Tak się złożyło, że byliśmy sąsiadami, ale poznaliśmy się w Warszawie. A gdy się ma 20 lat, to się idzie za porywem serca. Mój starszy syn ożenił się z góralką, bardzo wierzącą katoliczką. Drugi syn wziął ślub z córką pastora. I mnie też to nie przeszkadza.
Czym dla Pana jest wiara w Boga?
Wiara daje mi lepsze, prawdziwe życie.
Więcej w 2. numerze "Gościa Gdańskiego" na 16 stycznia.