Dzięki Caritas Archidiecezji Gdańskiej uchodźcy z Ukrainy znajdują schronienie. Na gdańskiej Zaspie w Zgromadzeniu Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi odwiedziliśmy Ludmiłę Ambartsumian wraz z dziećmi i mamą, wojennych uchodźców z Charkowa.
Czteroosobowa rodzina uchodźców z Charkowa, miasta, które doznało wielkich zniszczeń w wyniku bestialskich ataków najeźdźców z Rosji, bezpieczne schronienie znalazła u sióstr Wspólnej Pracy na gdańskiej Zaspie. - Zgłosiłyśmy w archidiecezjalnej Caritas możliwość przyjęcia dwóch rodzin do naszego domu. I mamy już miłych gości z Charkowa. Kolejna ukraińska rodzina przyjedzie do nas na początku tygodnia - mówi s. Barbara, przełożona domu zakonnego.
Pani Ludmiła i jej rodzina mieszkała w Charkowie, metropolii we wschodniej Ukrainie liczącej blisko 2 mln mieszkańców. Młoda matka dwójki dzieci, 11-letniej Margarity i 4-letniego Felixa, jest inżynierem IT i pracowała w branży komputerowej. - Wojna przyszła nagle i zniszczyła nasze życie i miasto. Początkowo ukrywaliśmy się przed bombardowaniami jak inni mieszkańcy, w metrze. Kiedy działania wojenne się nasiliły, zaczęłam się bardzo bać o moje dzieci i mamę. Zostawiliśmy w Charkowie wszystko: pracę, mieszkanie, znajomych i postanowiłyśmy uciekać na zachód - relacjonuje młoda Ukrainka.
Pierwszym etapem było wydostanie się z walczącego miasta i kolejowa podróż do Lwowa, która zajęła im kilkadziesiąt godzin. Stamtąd wolontariusze dowieźli rodzinę w kierunku polskiej granicy, jak najbliżej się dało. - Tam musiałyśmy iść na piechotę do Polski. Już po przekroczeniu granicy trafiłyśmy do punku dla uchodźców i skierowano nas do Gdańska. Poszukiwałam możliwości wynajęcia mieszkania, ale to się nie udało. Poprzez Caritas trafiłyśmy do sióstr, które się nami wspaniale zaopiekowały. Mamy co jeść, gdzie spać. Odpoczniemy i zacznę szukać jakiegoś mieszkania. Mogę pracować zdalnie z moją firmą na Ukrainie, jak tylko będzie taka możliwość. Mam nadzieję, że uda nam się tam wrócić, ale czy będzie do czego wracać? - zastanawia się Ukrainka.