Abp Tadeusz Wojda odwiedził Centrum Ekumeniczne Sióstr Brygidek w Gdańsku, w którym schronienie znalazło 11 uchodźców z Ukrainy. Najpierw była Eucharystia, a później wspólny niedzielny obiad.
Na początku spotkania metropolita gdański zaznaczył, że z Pomorza i całej Polski płynie ogromne wsparcie dla Ukrainy. - Jestem pod wielkim wrażeniem wszelkich gestów życzliwości i pomocy. Oby tak było jak najdłużej. Ważne, abyśmy w tej solidarności trwali. To jest rzecz nieprawdopodobna. To wielka fala, wręcz tsunami dobroci, której doświadcza ludność dotknięta dramatem wojny - powiedział abp Wojda.
Podkreślił, że dzisiaj bardzo ważna jest modlitwa. - Nie tylko o pokój w Ukrainie, ale także to, byśmy zawsze byli wyczuleni na potrzeby drugiego człowieka. Byśmy w naszej pomocy nie stawiali żadnych kryteriów. Każdy człowiek potrzebujący jest tym, który wyciąga ku nam rękę. A my powinniśmy być tym dobrym samarytaninem, który w każdej chwili umie i wie, jak się zachować, jak przyjść z pomocą - mówił arcybiskup. - Oby właśnie tak było zawsze w naszym życiu względem tych wszystkich, którzy pukają do drzwi naszych domówi i naszych serc. A jeśli będziemy żyć modlitwą, to Duch Święty nam dopomoże, abyśmy umieli otworzyć drzwi naszego serca i okazać tę pomoc, na którą ktoś czeka - zaznaczył hierarcha.
Metropolita dodał, że wspólny niedzielny obiad to gest prozaiczny, chwila normalności. - Coś, co jest rzeczą normalną, w czasie wojny jest rzeczą, na którą się czeka. Bo trudno jest przeżywać normalne życie, kiedy jest wojna, kiedy widzimy, jak na naszych oczach spadają bomby i rozpadają się domy. To spotkanie jest takim wyrazem naszej solidarności - podkreślił.
Powiedział, że na twarzach Ukraińców zauważa cierpienie, ból i lęk. - Przeżywają bardzo ciężkie doświadczenia. Już sama świadomość tego, że mój kraj jest okupowany, że w mojej ojczyźnie toczy się wojna, że nie wiadomo, czy moi bliscy, znajomi, krewni żyją, to dramat, który ci ludzie noszą w swoich sercach - mówił abp Wojda.
Od 26 lutego w Centrum Ekumenicznym Sióstr Brygidek mieszka 11 uchodźców z Ukrainy. Wśród nich Wasyl. - Zastanawialiśmy się z siostrą, czy jechać do Polski, czy jednak zostać w naszym kraju. Po prostu wsiedliśmy z dziećmi do samochodu i przyjechaliśmy do Gdańska. Chcę wrócić z powrotem do Ukrainy, żeby pomagać moim kolegom, którzy walczą, ale jestem tutaj z moją żoną, która jest w 3. miesiącu ciąży i nie wiem, co mam dalej robić - powiedział.