Pływał, mókł i marzł...

Był prekursorem polskiego żeglarstwa. Jednak - o czym niewielu dziś pamięta - zanim Bałtyk stał się treścią jego życia, pierwszą wielką miłością było Morze Czarne. W lipcu 2022 r. ponownie połączył Polaków i Ukraińców.

Na trasie Rewa-Mechelinki-Rewa 3 lipca odbyły się Regaty Żeglarskie im. gen. Mariusza Zaruskiego. 11 lat z rzędu organizowano je w ukraińskim Chersoniu - mieście, które wciąż okupowane jest przez wojska rosyjskie. Z tego powodu Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Gdańsku oraz gmina Kosakowo, chcąc oddać hołd tym wszystkim, którzy co roku pamiętali o gen. Zaruskim, postanowili zorganizować regaty w Polsce. Kim był człowiek, który od lat inspiruje do działania mieszkańców Gdyni, Gdańska, Chersonia czy Odessy?

Do Odessy - największego portu Cesarstwa Rosyjskiego - młody Zaruski przybył wprost z Podola. Dla chłopaka, który dotąd nie widział nic poza stepowym krajobrazem, kosmopolityczne miasto jawiło się jako wielkie okno na świat. Z "Robinsonem Crusoe" i książkami Juliusza Verne'a w podręcznej walizce Zaruski marzył o morskich przygodach i dalekich podróżach po krańce ziemi. Zanim to nastąpiło, utrwalał na płótnie podpatrzone sceny z życia portowego i piękno fal morskich. Zachęcony udanymi próbami marynistycznymi wstąpił do odeskiej Szkoły Sztuk Pięknych. By w końcu spełnić swoje marzenia o realnych morskich wyprawach, w czasie studenckich wakacji zaciągał się do pracy na statkach handlowych. Jako majtek okrętowy odbył wiele egzotycznych podróży do Syrii, Egiptu, Chin, Japonii i Indii.

Podczas jednej z podróży postanowił, że zostanie kapitanem żaglowca. Z tego powodu przerwał studia malarskie i rozpoczął naukę w Szkole Morskiej w Odessie. Student Zaruski szybko wsiąknął w rewolucyjną atmosferę portowego miasta. Jego mieszkanie przy ul. Bazarnej stało się jednym z miejsc spotkań konspiracyjnych. Na tajnych zebraniach czytano i omawiano przemycone z zagranicy manifesty polityczne i odezwy. W połowie 1894 r. został oskarżony o udział w "polskich bezprawnych stowarzyszeniach" i skazany na pięć lat zsyłki "pod ścisłym nadzorem". W Archangielsku uzyskał zgodę miejscowego gubernatora na udział w rejsach dalekomorskich. Zamustrował się na szkunerze "Dierżawa" (Mocarstwo), kursującym do portów dalekiej północy z drewnem i futrem, a następnie rozpoczął służbę jako dowódca "Nadieżdy" (Nadziei), pływając w obszarze Arktyki.

W 1924 r. stanął na czele stowarzyszenia Yacht Klub Polski - pierwszego zrzeszenia wodniaków w II RP z siedzibą w Gdyni. To z jego inicjatywy kupiony został "Dar Pomorza" - fregata służąca studentom Szkoły Morskiej, a następnie duński szkuner "Petrea", który po remoncie i nadaniu imienia "Zawisza Czarny" stał się flagowym jachtem Związku Harcerstwa Polskiego, a jednocześnie jedną z największych jednostek tego typu na świecie. Z Bałtykiem i wychowaniem morskim Zaruski związał swoje życie na kilkanaście lat, dowodząc 17 rejsami, które dotarły do 26 portów w 10 krajach. Pracę traktował jako misję, nie pobierał za nią wynagrodzenia. Dla swoich młodych podkomendnych pozostawał prawdziwym autorytetem. "Pływałem, mokłem i marzłem na pokładach jachtów nie po to, aby z was uczynić sportowców (...), lecz dlatego, ażebyście wy, jako Polacy, poznali morze, uczuciem się z nim związali, uznali je za własną, bezcenną wartość, bez której nie ma życia dla dzisiejszej Polski” - tłumaczył swoim podopiecznym.


Więcej o gen. Zaruskim w 27. numerze "Gościa Gdańskiego" na 10 lipca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..