O swojej pasji do pieszego pielgrzymowania opowiada ks. Władysław Pałys, który po raz 40. idzie z Gdańska na Jasną Górę.
Wioleta Żurawska: Czym dla Księdza jest piesza pielgrzymka?
Ks. Władysław Pałys: Są to dla mnie rekolekcje w drodze. Widzę, że przez te lata pielgrzymowanie zbudowało moje kapłaństwo. Utwierdzam się w tym, co robię, i dzięki łasce Bożej wzmacniam ducha. Spotykam na drodze ludzi proszących o modlitwę i towarzyszących mi w niej. Dzięki miłości i trosce gospodarzy mogę iść dalej. Ale istotą jest doświadczenie Boga, to On jest najważniejszy i to Jego mam przede wszystkim spotkać. Odbyta pielgrzymka daje mi siłę do działania przez cały rok.
Kiedy zaczął Ksiądz pielgrzymować?
W seminarium, kiedy byłem klerykiem III roku. Zachęcili mnie koledzy. Poszedłem raz i już trudno było się wycofać, ciągnęło mnie do wędrowania. Początkowo chodziłem na Jasną Górę z zaczynającą się w Toruniu Pielgrzymką Pomorską. Kiedy w 1983 r. wyruszyła po raz pierwszy gdańska, dołączyłem do niej. I ta więź trwa już 40 lat. Współpielgrzymujący - bracia i siostry - są jak rodzina. Tak samo goszczący nas gospodarze, nawiązały się z nimi liczne przyjaźnie - odwiedzamy się i uczestniczymy w chrzcinach, ślubach, pogrzebach i innych ważnych dla nich uroczystościach. Wręczają nam swoje intencje i proszą o modlitwę. Czekają cały rok na dzień, w którym odwiedzą ich pielgrzymi.
Jak wspomina Ksiądz pierwszą gdańską pielgrzymkę?
Z Bazyliki Mariackiej wędrowały wtedy ogromne rzesze wiernych. Mieliśmy 9 grup, każda po ok. 500 osób. Był to znak wiary narodu, który pragnie Boga. Było trudno, ale radość i gościna były wielkie, wszyscy mieli zapewniony nocleg i byli najedzeni. Panowała rodzinna atmosfera. Czasem spaliśmy w stodołach. Ludzi było tak dużo, że nie mogliśmy się zmieścić w domach. Rano gospodarz gotował kawę z mlekiem w ogromnych garach, były pachnące swojskie pieczywo, masło, wędliny. Na trasie wyciągano nam miski z wodą, żebyśmy się obmyli. Nie było pryszniców, ale ludzie starali się nam zapewnić jak najlepsze warunki. Były też problemy z milicją. Na jednej z pierwszych pielgrzymek księdza przewodnika Bernarda Zielińskiego kilkukrotnie wzywano w celu złożenia wyjaśnień. Modliliśmy się, żeby nikt nie zrobił mu krzywdy. Zawsze wracał, nieraz po kilku godzinach przesłuchania. Był to czas niepokoju. Pamiętam, że w okolicach Kruszwicy odbyła się akcja służb specjalnych. Szedłem wtedy z tyłu grupy i spowiadałem penitenta. Gdy skończyłem, podeszło do mnie sześciu panów, mówiąc, że mieli rozkaz rozgonić pielgrzymkę, ale zobaczyli miłość, dobroć i kulturę emanujące od pielgrzymów i to ich powstrzymało. To niesamowite świadectwo, tym bardziej że następnego dnia kilku z nich przyszło się do mnie wyspowiadać.
Co mógłby Ksiądz powiedzieć tym, którzy wahają się, czy wyruszyć w trasę?
Nie bójcie się! Spróbujcie chociaż raz pójść. Jest to wyzwanie, a my przecież lubimy ekstremalne wydarzenia. Najtrudniejsza nie jest sama pielgrzymka, ale decyzja o wyruszeniu. W drodze jest okazja do refleksji nad sobą i swoimi priorytetami. Pielgrzymka to piękny sposób na spotkanie Boga i drugiego człowieka.
Więcej w 31. numerze "Gościa Gdańskiego" na 7 lipca.