- On po prostu przyjął je z powrotem do siebie. To, że je straciliśmy, nie znaczy, że nie jesteśmy rodzicami. One na nas czekają i są bezpieczne, w najlepszym miejscu, jakie możemy sobie wymarzyć - mówi Ilona Kacprzykowska.
Ilona i Artur są małżeństwem od 12 lat. Mają ośmioro dzieci: Kacperka, Stasia, Dobrusię, Lidkę, Dominikę, Adasia, Tosię i Dorotkę, która jest jednocześnie najmłodszą i najstarszą z rodzeństwa. - Od początku byliśmy otwarci na nowe życie. Straciliśmy siódemkę dzieci na różnych etapach ciąży. Najstarsze dziecko zmarło w 23. tygodniu, pozostałe w pierwszym trymestrze. Nie stwierdzono żadnej medycznej przyczyny, dlaczego poronień było tak dużo, a diagnozy poszczególnych były różne: ciąża heterotopowa, wada łożyska, wada letalna. Byłam sama ze swoimi myślami. Artur cierpiał razem ze mną. Choć z reguły ukrywał emocje, bywało tak, że płakaliśmy razem - mówi Ilona.
- Potrzebowałam wyjść z domu i znaleźć miejsce, gdzie mogłabym być sobą. Potrzebowałam się wyżalić, nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać o moim bólu. Spotykałam się z niezrozumieniem. Nikt, kto tego nie przeżył, nie wyobraża sobie, co czują rodzice w takim dramacie - dodaje.
Jak w takiej sytuacji pomóc? - Jeśli mamy w rodzinie lub wśród znajomych osobę, która straciła dziecko, powinniśmy przede wszystkim jej wysłuchać. Nie można szukać rozwiązania na siłę. Często najlepszym towarzyszeniem jest bycie obok w milczeniu i przyjęcie tego, co rodzic chce powiedzieć. Radząc sobie ze stratą, małżonkowie powinni się wspierać i służyć ramieniem. Zarówno kobieta, jak i mężczyzna potrzebują czasu na przeżycie żałoby - tłumaczy Jarosław Zabojszcz, psycholog, który wspiera osieroconych rodziców. Podkreśla, że osoby, które doświadczyły straty dziecka nie powinny gromadzić w sobie swoich przeżyć, emocji, tylko je wyrażać. - Tylko wtedy jesteśmy w stanie przepracować to, co dzieje się w nas. We wspólnocie spotykają się osoby wierzące, które mają ten sam punkt odniesienia. Dzięki temu nie muszą przed sobą nic udawać ani się tłumaczyć - dodaje.
W 2015 r. Ilona po raz pierwszy trafiła na rekolekcje prowadzone przez Wspólnotę Rodziców po Stracie Dziecka. - Było to po śmierci Lidki, naszego piątego maleństwa. Początkowo nie wiedziałam po co tam jadę. Myślałam, że będę zmuszona do ciągłego słuchania o śmierci, że będzie tylko płacz. Bardzo się pomyliłam. Znalazłam swoje miejsce między rodzicami o podobnym doświadczeniu. Byłam nastawiona bojowo do Pana Boga, nie rozumiałam, jak mógł nam to zrobić. Modliliśmy się, chodziliśmy do kościoła, przyjmowaliśmy sakramenty. A Bóg dawał nam dzieci i za chwilę je odbierał, jakby za karę. Albo jakby wcale nie istniał. Za każdym razem miałam ogromną nadzieję i zostawała mi ona brutalnie odbierana - wspomina Ilona.
- Wszyscy wiedzieli o czym mówię. Tak naprawdę nie musiałam wcale się odzywać. Rozumieliśmy się bez słów, wiedziałam co czują. Nikt nie zadawał pytań z jakiego powodu jestem smutna, a ja mogłam po prostu dać upust emocjom. Te rekolekcje były moją drogą do pojednania z Bogiem. Kluczowy był moment adoracji. Pamiętam, że przepłakałam ją całą i poczułam Jego obecność, że On mnie nie opuścił i jednocześnie ogromną bliskość moich dzieci - zaznacza.
15 października na całym świecie obchodzony jest Dzień Dziecka Utraconego. Wspólnota Rodziców po Stracie Dziecka działa na terenie archidiecezji gdańskiej od 12 lat. - Spotykamy się co dwa miesiące na Eucharystii w parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej na gdańskiej Żabiance, aby razem prosić Boga w naszych intencjach, łączyć się w modlitwie z naszymi dziećmi i wypraszać łaski dla nas. Dwa razy w roku organizujemy rekolekcje dla osieroconych rodziców z całej Polski. Pomagamy sobie nawzajem. Służymy modlitwą, dobrym słowem i najważniejszym - obecnością - mówi Dorota Wiśniewska, jedna z założycielek.
Więcej o historii Ilony i Artura w 41. numerze "Gościa Gdańskiego" na 16 października. Informacje o Wspólnocie Rodziców po Stracie Dziecka - TUTAJ.