Uroczystości Wigilii Paschalnej w archikatedrze oliwskiej przewodniczył metropolita gdański. - Pan życia i śmierci pragnie napełnić całe nasze życie swoim zmartwychwstaniem i swoją obecnością. Pragnie, abyśmy żyli mocą Jego zmartwychwstania, napełnili swoje serce nadzieją i miłością - mówił w homilii.
Wigilijną Eucharystię rozpoczęła tradycyjna liturgia światła na placu przed archikatedrą. Abp Tadeusz Wojda poświęcił tam ogień, od którego zapalił paschał. Przeniesiono go następnie do wnętrza świątyni. W liturgii słowa towarzyszącej tej części uroczystości przypomniano całą historię zbawienia, od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Dźwięk dzwonów i organy oznajmiły po raz pierwszy od Środy Popielcowej "Alleluja!".
W homilii abp Wojda przypomniał najpierw historię dramatu ludzkiego Syna Człowieczego czyli Jezusa. - Został pojmany przez straże świątyni, osądzony przez faryzeuszów, skazany na śmierć przez Piłata i ukrzyżowany przez rzymskich żołnierzy. A po Jego śmierci, przyjaciele zdjęli Go z krzyża i dokonali pochówku. Nie było to złożenie do grobu jak nakazywała tradycja, z odpowiednim namaszczeniem i ziołami. Wszystko odbyło się w wielkim pośpiechu, bo zbliżał się szabat - dzień pański. A w szabat Prawo zabraniało jakichkolwiek czynności. Jakby tego było mało, pochowano Go w obcym grobie, bo nie miał swojego - mówił.
- Faryzeusze odetchnęli z ulgą, że wreszcie będą mieć spokój i że już że nie będzie się nazywał Synem Bożym, nie będzie im wyrzucał hipokryzji i braku wiary, nie będzie burzył im sumienia…Te wymówki będą powracać przez wieki. Będziemy je słyszeć z ust tych, którzy jak faryzeusze, łamią swoje sumienie, zamykają je na obecność Boga i odrzucają Jego miłość. Często będą powtarzać, że Bóg umarł, że Boga już nie ma; że nie warto zawracać sobie głowy wiarą - dodawał
Tłumaczył postawę uczniów Zbawiciela. - Że śmierć Jezusa jest tylko chwilowa - przychodziło z trudnością zrozumieć. Nie rozumieją tego nawet sami uczniowie, którzy pogrążyli się w smutku i żalu. Wraz z Jezusem ich serce znalazło się w grobie smutku i przygnębienia. Powracają im tylko w pamięci obrazy z życia i działania Jezusa, tłumy, które garnęły się do Niego, a po rozmnożeniu chlebów chciały nawet obwołać Go królem, sceny ze wskrzeszenia Łazarza i innych. W ich uszach rozbrzmiewał pełen dobroci głos Jezusa, który błogosławił, przebaczał, uzdrawiał, i który mieszał się z głosem skandującego tłumu: Hosanna Synowi Dawidowemu, Hosanna! Człowiek niekiedy zbyt mocno koncentruje się na zjawiskach zewnętrznych, a nie stara się docierać do sedna prawdy, woli znaki, a nie próbuje zrozumieć, co one oznaczają, podziwia słowa, a nie dostrzega w nich niezbędnego drogowskazu dla swojego życia. Swoim nauczaniem, gestami i znakami Jezus dawał do zrozumienia, że jest Mesjaszem. To była mowa Boża - wskazywał kaznodzieja.
W rozważaniach tłumaczył Bożą mowę. - Wpisuje się w nią całe życie Jezusa poczynając od narodzenia w Betlejem aż po śmierć na krzyżu. Wyjątkowość tej mowy wybrzmiewa w czasie męki i śmierci Jezusa na krzyżu. Jest to mowa cierpienia i odkupienia, pokory i miłości, przebaczenia i nowego Przymierza. Jego milczenie na krzyżu jest najgłośniejszą i najbardziej elokwentną mową miłości Boga do człowieka. W przeciwieństwie do człowieka, który często nie dostrzega w sobie obrazu Boga, Bóg zawsze widzi w człowieku odbicie siebie samego. Dlatego człowiek jest dla Niego największą wartością. Nie zawaha się więc ratować człowieka tonącego w grzechu poświęcając swojego Syna! Jakże wielka i niepojęta jest miłość Boga, że wydał swojego Syna na śmierć krzyżową za człowieka i to grzesznego! - mówił.
Przypomniał, że człowiek może odrzucić boską miłość. - Człowiek jest wolny i może tę miłość odrzucić. Ale - parafrazując pytanie św. Jana Pawła II - odrzucić w imię czego? Uczynili to ci, którzy skazali Jezusa na śmierć i ukrzyżowali. Wszyscy ci, którzy jak faryzeusze opieczętowują kamieniem grób swojego serca, aby Chrystus w nim nie zmartwychwstał czynią tak dlatego, że lękają się prawdy, że On prawdzie jest Synem Boży, że On prawdziwie zmartwychwstał. Bóg zawsze zmartwychwstaje w sercu największego nawet niedowiarka. Umarł przecież na krzyżu, aby ogniem swojej miłości ogrzać i poruszyć najbardziej nawet skamieniałe grzechem i niewiarą serce - tłumaczył.
Metropolita gdański dodał, że najważniejszym aktem Bożej mowy jest zmartwychwstanie. - Jest największym zwycięstwem Chrystusa nad śmiercią, grzechem i słabością człowieka. Zmartwychwstanie Chrystusa jest pieczęcią zbawienia każdego człowieka. Dzisiejsza noc jest wielką tajemnicą zmartwychwstania Pana, która zaprasza każdego z nas do przeżycia doświadczenia pustego grobu i zmartwychwstania Jezusa. Pan życia i śmierci pragnie napełnić całe nasze życie swoim zmartwychwstaniem i swoją obecnością. Pragnie, abyśmy żyli mocą Jego zmartwychwstania; napełnili swoje serce nadzieją i miłością. Pragnie, abyśmy rozpalali w swoim sumieniu pragnienie wolności od grzechu; abyśmy kierowali się mądrością w poszukiwaniu dobra. Otwórzmy więc swoje serce na nowe życie w Jezusie zmartwychwstałym i bądźmy Jego świadkami w dzisiejszym świecie. Panie daj nam żywą wiarę w Twoje zmartwychwstanie, abyśmy za Marią Magdaleną, Piotrem i Janem ujrzeli pusty grób i uwierzyli - zakończył.
W czasie Wigilii Paschalnej wspólnota gdańskiego Kościoła powiększyła się i umocniła - abp Wojda ochrzcił małego Ignacego, a członkowie Drogi Neokatechumenalnej z Gdyni uroczyście odnowili swoje przyrzeczenia chrzcielne.