Apokalipsa ’45

Konsekwencją działań wojennych i zajęcia Gdańska w marcu 1945 r. przez źle zorganizowaną Armię Czerwoną były nie tylko masowe zbrodnie i zniszczenia. Brakowało jedzenia. Ludzi trapiły świerzb i wszy. W mieście rozprzestrzeniały się choroby - dur brzuszny i czerwonka. Na kolejne fale epidemii wpływały m.in. masowe migracje ludności.

Widok obróconego w ruinę Gdańska budził apokaliptyczne skojarzenia. „Olbrzymia masa domów pali się, buchający od nich żar dochodzi do nas, zmieszany z odorem trupów, swądem spalenizny. Droga wiedzie nie po asfalcie czy bruku, lecz po zwałach cegieł. Miażdżone oponami ciężarówek, kołami armat, ubijane tysiącami nóg końskich i ludzkich cegły, obficie zroszone deszczem, zamieniają się w krwawą papkę barwiącą czerwienią kopyta koni i buty piechurów. Ot, jakby ziemia krwawiła” – opisywał przybyły 2 kwietnia 1945 r. do Gdańska korespondent Polskiej Agencji Prasowej Stanisław Strąbski.

Podobnie sytuację panującą w mieście zapamiętał ks. Piotr Mazurek, kapelan Brygady Artylerii Ciężkiej. „Ogromna ilość trupów zalegała ulice, sprzęt wojenny, zwłaszcza wypalone czołgi stały rzędami, podobnie działa oraz tramwaje i autobusy. Na tle tego wstrząsającego obrazu przypominam sobie gromadkę chłopców w Oliwie, bawiących się w wojnę. Było to zdumiewające”. Wszędzie czuć było odór padliny. Na Motławie unosiły się ludzkie szczątki, a po ruinach biegały szczury, którym łatwiej było zdobyć jedzenie niż powszechnie głodującym ludziom. Brakowało też wody zdatnej do picia, sanitariatów i kanalizacji. W lipcu funkcjonowały trzy z sześciu ujęć wodnych dla Gdańska i zaledwie dwie studnie w samym mieście. Zniszczone zostały stacje pomp, zbiorniki, przepompownie. Zdewastowano rurociągi i studzienki.

Mieszkańców zaczęły trapić świerzb i wszy. Jeden z lekarzy wspominał pacjenta, który uniósł koszulę, pokazał brzuch, który wyglądał jak wielka rana. „Był żywcem zjadany przez wszy. Doktor puentował, iż »wprost trudno było uwierzyć, że mogło być ich aż tyle«” – pisał dr Maciej Żakiewicz, autor książki „Gdańsk 1945. Kronika wojennej burzy”. Przy tym wszystkim tragicznie przedstawiała się sytuacja szpitali w mieście. „Większość z nich była zdewastowana, brakowało personelu medycznego, leków, transportu sanitarnego, a także środków finansowych” – zaznaczała Natalia Zabadała z Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

W opanowanym przez Armię Czerwoną Gdańsku wybuchła epidemia. Ludzie masowo chorowali na tyfus i czerwonkę. Zakażenia dotykały głównie wciąż dominujących w Gdańsku Niemców, w tym więźniów osadzonych na Kurkowej. Ciała zmarłych wyciągane były z cel przy pomocy bosaków. Następnie wywożono je i chowano anonimowo, przesypując wapnem przy skrzyżowaniu ulic Dąbrowskiego i Powstańców Warszawskich. Łącznie zmarło ponad 1100 przetrzymywanych w więzieniu cywilów. Wśród wszystkich ofiar epidemii, oprócz Niemców, byli także Polacy (w tym Kaszubi), Szwedzi, Ukraińcy i przedstawiciele innych narodowości.

Choroba dotykała wszystkich – dzieci, dorosłych i starców. Zabrała między innymi proboszcza kościoła św. Mikołaja ks. Magnusa Bruskiego, artystę plastyka Roberta Carla Gustava Zeunera czy autora popularnych felietonów Fritza Jaenickego. Dotknęła także wysiedloną z Litwy Weronikę Miłosz. Matka przyszłego noblisty pielęgnowała opuszczoną przez wszystkich chorą staruszkę – Niemkę. Zaraziła się. Została pochowana na sopockim cmentarzu.

W całym mieście utworzono punkty sanitarno-epidemiologiczne. Ich celem było wyszukiwanie chorych z objawami chorób zakaźnych, dezynfekcja mieszkań oraz grzebanie odnajdywanych zwłok ludzkich i martwych zwierząt. W czerwcu rozpoczęły się masowe szczepienia przeciwko durowi brzusznemu. Jak wskazywała N. Zabadała, przez pierwszy miesiąc udało się zaszczepić ok. 50 tys. ludzi. Do końca września 1945 r. zaszczepiono ok. 93 tys. mieszkańców Gdańska. „W tym też miesiącu planowano zająć się szczepieniami na dur plamisty, niestety szczepionek wystarczyło jedynie dla personelu medycznego”. Kolejne fale epidemii wiązały się z migracją ludności. Niemcy byli zmuszani do opuszczenia miasta. W ich miejsce zaczęli osiedlać się wysiedleńcy z Kresów Wschodnich. „Napływający ludzie przynosili ze sobą różne choroby, na skutek podróży w trudnych warunkach, a zwłaszcza braku higieny” – pisała N. Zabadała.


Więcej w papierowym wydaniu „Gościa Gdańskiego” – nr 12 na 24 marca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..