Ich nazwiska to historia

Przed wrześniem 1939 r. księża katoliccy z Pomorza Gdańskiego budzili świadomość narodową wśród mieszkańców Kaszub i Kociewia. Prowadzili nie tylko działalność duszpasterską, ale również polityczną, społeczną, oświatową i charytatywną. W czasie niemieckiej okupacji za swoją postawę zapłacili najwyższą cenę...

Dokładnie 100 lat temu – 30 września 1924 r. – zmarł ks. Teofil Bączkowski, bez którego trudno wyobrazić sobie odrodzenie Polski po 123 latach zaborów i odzyskanie przez Rzeczpospolitą dostępu do Bałtyku. Duchowny cieszył się ogromnym autorytetem wśród Kaszubów – był opiekunem Antoniego Abrahama, działaczem społecznym i współtwórcą Towarzystwa Rolniczego na Oksywiu, a później w Mechowie koło Pucka. Należał do współzałożycieli przedsiębiorstwa „Kupiec” w Wejherowie. W kazaniach przypominał o związkach Pomorza Gdańskiego z Polską, za co w czasach bismarckowskich – uznany za inspiratora polskiego ruchu narodowego na Kaszubach – został parokrotnie aresztowany.

„Był to okres, w którym obchodzono tysiączną rocznicę śmierci dwóch słowiańskich Apostołów, Cyryla i Metodego. W tym czasie organizowano pielgrzymkę z Pomorza do Rzymu. Władze pruskie jednak nie chciały się na nią zgodzić. Ks. Bączkowski przemawiał w kilku miejscowościach, zachęcając ludzi do wzięcia udziału w pielgrzymce do Rzymu, na grób św. Cyryla (...). Został ujęty podczas przemówienia (...) na rynku w Pucku. Aresztowano go i skazano na więzienie i wysoką karę pieniężną” – pisał Augustyn Necel w książce „Nie rzucim ziemi”. Duchowny, chcąc uniknąć dalszych represji, ukrywał się, nie rezygnując jednak z pracy duszpasterskiej i patriotycznej. „Tym razem dłużej pozostał w Mechowie, głosząc słowo Boże i podnosząc lud na duchu. Teraz już codziennie odprawiał Msze Święte, po czym jednak ukrywał się w podziemnych grotach całymi dniami i nocami. Wychodził tylko wówczas, gdy musiał udzielić Ostatniego Namaszczenia lub gdy trzeba było przygotować dzieci do Pierwszej Komunii św. To wszystko nie uszło uwadze żandarmów”.

Ich nazwiska to historia   Wielu pomorskich kapłanów, z powodu swojej patriotycznej działalności, zostało zamordowanych przez Niemców w pierwszych miesiącach wojny. Na zdjęciu widoczny moment rozstrzelania ks. Piotra Sosnowskiego w Rudzkim Moście k. Tucholi. Archiwum IPN

Ksiądz Bączkowski nie był przypadkiem odosobnionym – rzymskokatoliccy kapłani stanowili szczególną grupę wśród „pomorskich ojców niepodległości”. Z powodu swojej patriotycznej postawy, duchowni – założyciele banków spółdzielczych, kółek rolniczych, towarzystw czytelnictwa ludowego, organizacji charytatywnych – jeszcze przed wybuchem II wojny światowej znaleźli się na listach proskrypcyjnych, przygotowanych przez Niemców. Okupanci wymieniali w nich osoby przeznaczone do eksterminacji, która na Pomorzu Gdańskim przybrała niezwykle brutalny charakter – w pierwszych miesiącach II wojny światowej w ramach zbrodni pomorskiej 1939 r. Niemcy zamordowali ok. 30 tys. osób. Szczególną kategorią ofiar byli katoliccy księża – przedstawiciele miejscowej elity, liderzy lokalnych społeczności, których nazistowskie władze oskarżały o radykalizowanie miejscowej ludności i podburzanie Polaków przeciwko Niemcom.

Najwięcej duchownych zostało zamordowanych w październiku i listopadzie 1939 roku. W Piaśnicy zabito co najmniej 53 kapłanów, pozbawiając Gdynię i powiat morski prawie całego duchowieństwa. W Szpęgawsku zlikwidowano 66 księży.


Więcej w papierowym wydaniu "Gościa Gdańskiego" nr 39 na 29 września.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..