Tajemnice polskiego "Titanica"

Pierwszy transatlantyk pod biało-czerwoną banderą. Po latach niewoli, w odrodzonym państwie z dostępem do morza był ucieleśnieniem marzeń polskich marynarzy. Nowoczesny, doskonale wyposażony, choć niepozbawiony istotnych mankamentów konstrukcyjnych, przewoził pasażerów do Nowego Jorku. MS "Piłsudski" zatonął 26 listopada 1939 roku. Okoliczności tragicznego wydarzenia sprzed 85 lat wciąż czekają na wyjaśnienie.

Antoni Słonimski, który uczestniczył w inauguracyjnym rejsie MS „Piłsudski” do Nowego Jorku, pisał: „W Gdyni gwarno i rojno. Parę dni temu przyjechał pierwszy polski okręt oceaniczny. Świetnie odbył swą pierwszą podróż i prezentuje się wspaniale. Stoimy wszyscy na pokładzie. Orkiestra gra hymn. Turbiny ryczą. Okręt dygocze. Ruszamy”.

Prosto z Włoch, gdzie został zbudowany, statek dotarł do portu w Gdyni 12 września 1935 roku. Wejście do macierzystego portu omal nie skończyło się jednak wielką katastrofą. W chwili, gdy „Piłsudski” dopływał do nabrzeża wypełnionego przedstawicielami władz państwowych i tłumem ciekawskich gapiów, niespodziewanie posłuszeństwa odmówiły silniki główne. „Gdyby nie przytomność umysłu i błyskawiczna reakcja kapitana, który natychmiast polecił rzucić obie kotwice – uroczyste powitanie mogłoby zakończyć się rozbiciem dziobu statku o nabrzeże przed kapitanatem portu i zmasakrowaniem zgromadzonych tam ludzi” – podkreślał Jan Piwowoński w książce „Flota spod biało-czerwonej”.

„Piłsudski” był pierwszym z dwóch transatlantyków (rok później dołączył „Batory”), zamówionych w 1933 r. przez przedsiębiorstwo żeglugowe Gdynia–Ameryka Linie Żeglugowe S.A. w renomowanej włoskiej stoczni Cantieri Riuniti dell’Adriatico w Monfalcone, słynnej z budowy rozpoznawalnych na całym świecie olbrzymich transatlantyków – „Vulcanii”, „Neptunii” i „Oceanii”. Pierwszy polski statek oceaniczny liczył ponad 160 m długości i 21,5 m szerokości. Na siedmiu pokładach mógł pomieścić prawie 800 pasażerów i 350 członków załogi.

Chociaż z zewnątrz robił wrażenie, od samego początku jego rozwiązania konstrukcyjne budziły wątpliwości wśród marynarzy. „Na budującym się »Piłsudskim« zaniepokoiły nas – niedostateczna grubość arkuszy poszycia, słabość wiązań podtrzymujących główny pokład, spiętrzenie nad wodą pokładów (…). Widok tego wszystkiego zachwiał naszą wiarę w stateczność »Piłsudskiego« (…). Nurtuje nas jedna i ta sama myśl: jak statek będzie się zachowywał na dużej fali, jaka będzie jego stateczność” – zanotował pierwszy oficer Karol Olgierd Borchardt w wydanych wspomnieniach pt. „Znaczy kapitan”.

Do września 1939 r. MS Piłsudski, dowodzony przez kapitana Mamerta Stankiewicza, pływał do Stanów Zjednoczonych na trasie Gdynia–Kopenhaga–Nowy Jork–Halifax–Gdynia. W porze zimowej odbywał rejsy z Nowego Jorku na Karaiby.

Tajemnice polskiego "Titanica"   „Piłsudski” był pierwszym statkiem pasażerskim pod polską banderą, na którym zainstalowano basen kąpielowy. AAN, zbiory Stefana Mozołowskiego

Transatlantyk wyposażony był w luksusowe kabiny, pokój zabaw dla dzieci, salę gimnastyczną, salony fryzjerski i kosmetyczny, własny szpital, garaż na 18 samochodów osobowych, luksusową windę elektryczną oraz – po raz pierwszy w historii statków pasażerskich pod biało-czerwoną banderą – basen kąpielowy. Polscy i zagraniczni goście byli zachwyceni czystością „Piłsudskiego”, wyśmienitą kuchnią i wykwalifikowaną załogą. „Nie ma tu przykrego kontrastu między wspaniałością pierwszej klasy a nędzą pomieszczeń podpokładowych. Pasażerowie trzeciej klasy mają bary i piękną jadalnię, mają kino dźwiękowe i doskonałą kuchnię. Usługa jest znakomita” – podkreślał poeta Słonimski, którego teksty barwnie opisujące kolejne etapy podróży do Nowego Jorku ukazywały się na przełomie 1935 i 1936 roku na łamach „Wiadomości Literackich”. Transatlantyk oferował pasażerom również szereg atrakcji. „Jesteśmy bardzo zajęci na okręcie. Rano basen, gimnastyka, a potem pasjonujące rzucanie kółek lub popychanie krążków drewnianych” – zanotował A. Słonimski.

W dniu wybuchu II wojny światowej MS „Piłsudski” wracał z Nowego Jorku. Płynął akurat w rejonie Orkadów, gdy brytyjski krążownik zastopował go i skierował do położonego w pobliżu Newcastle portu Wallsend. Polski transatlantyk został przejęty przez admiralicję brytyjską i w ciągu niespełna trzech miesięcy zaadaptowany na wojskowy transportowiec. 25 listopada „Piłsudski” był już gotowy do służby. Na pokładzie znajdowało się niespełna 200 osób – 170 członków polskiej załogi i grupa Anglików – oficerów łącznikowych i artylerzystów.

Następnego dnia, o godz. 5.36 rano, kadłubem statku wstrząsnęły dwa wybuchy. „Sypie się szkło lamp, wali się na podłogę umywalka. Siadam w koi – trzeba wstawać! (…) Nie mam wątpliwości, że jesteśmy ostrzeliwani przez artylerię. Jeśli się tak dobrze wstrzelała, to za chwilę nas zatopi. Może nie warto wstawać z koi? Zapanowała cisza. Wciąż cisza...” – wspominał K.O. Borchardt. Silniki statku stanęły, zgasły wszystkie światła, statek zaczął przechylać się na lewą burtę.

„Nie stwierdzono rozmiarów uszkodzeń, wydano przedwcześnie rozkaz opuszczenia statku, nawet nie polecając oficerom, by skontrolowali, czy wszyscy zeszli do łodzi. Nie uratowano dokumentów okrętowych ani nie stwierdzono, by wzywano pomocy przez radio” – wskazywał J. Piwowoński.

Większość załogi została uratowana przez brytyjskie jednostki. W katastrofie zginęli jeden z mechaników oraz kapitan Stankiewicz, który ostatni opuścił pokład, podtrzymując na duchu dwóch niedoświadczonych, młodych marynarzy. Ratując im życie, sam zmarł z wychłodzenia i wyczerpania na pokładzie brytyjskiego niszczyciela. Jak wspominają świadkowie tamtych tragicznych wydarzeń, w ciągu kilku godzin walki o życie innych całkiem osiwiał. Członkowie jego własnej załogi w pierwszej chwili nie rozpoznali zwłok. Za swoją postawę kapitan Stankiewicz – jako jedyny polski oficer marynarki handlowej – został odznaczony krzyżem Virtuti Militari.

Tymczasem pozostawiony sam sobie „Piłsudski”, po blisko czterech latach służby i 35 odbytych rejsach, tonął powoli w wodach Morza Północnego. Okoliczności zatonięcia „polskiego Titanica” – jak dzisiaj nazywany jest MS „Piłsudski” – wciąż owiane są tajemnicą. Według oficjalnej wersji ogłoszonej przez brytyjski rząd, transatlantyk wszedł na pole min magnetycznych. Polacy podejrzewali natomiast, że statek padł ofiarą sabotażu – przypuszczano, że nieznani zamachowcy przytwierdzili do kadłuba ładunki wybuchowe. Inna wersja, mówiąca o zatopieniu „Piłsudskiego” przez okręt podwodny pod banderą III Rzeszy, nie znajduje potwierdzenia w źródłach niemieckich.


Więcej w papierowym wydaniu "Gościa Gdańskiego" nr 47 na 24 listopada.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..