Dziesięć lat temu, 16 lutego 2015 r., odszedł profesor Jerzy Samp. Był wybitnym historykiem literatury pomorskiej, folklorystą, popularyzatorem wiedzy o Gdańsku, pisarzem, autorem licznych legend i baśni. "Cóż, wszystko mija, wszystko jest płynne, młodość mija, uroda mija. Tylko postacie z legend zachowują młodość" - mawiał.
Pochodził z rodziny od pokoleń związanej z Gdańskiem. Jego dziadkowie mieszkali przy Targu Rybnym w nieistniejącym już domu „z dużą liczbą pokoi, fortepianem i nauczycielem do gry na skrzypcach”. Lekcje instrumentu pobierał jego ojciec Paweł, także urodzony nad Motławą. Mama Helena, z domu Zielke, pochodziła z Gnieżdżewa. „[Jerzy] niezmiennie powtarzał, że to, kim jest, zawdzięcza rodzicom. Jego ojciec miał zainteresowania artystyczne, pięknie grał na skrzypcach. Zawsze w niedzielę dawał mały koncert. Fantastycznie pisał. Być może to właśnie po nim Jurek odziedziczył zdolności literackie” – wspominała Grażyna Antoniewicz, dziennikarka i przyjaciółka ze studiów. „Ojciec otwierał mi oczy na sprawy gdańskie, mama na sprawy kaszubskie. Miała zdolności aktorskie. Jako panna grywała w teatrach amatorskich” – mówił w jednej z rozmów pisarz.
[…]
Już w liceum (VII LO w Gdańsku) Jerzy Samp interesował się lokalną historią i Kaszubszczyzną. Swoją pasję do lokalnych mitów i dawnych wierzeń rozwijał w kolejnych latach podczas wyższych studiów, szczególnie na seminarium profesor Marii Janion. Po magisterium został zatrudniony na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie piął się po szczeblach naukowej kariery. W 1982 r. otrzymał tytuł doktora w oparciu o rozprawę „Motyw i funkcje Smętka w literaturze polskiej”, by dziesięć lat później habilitować się na podstawie dorobku i rozprawy „Gdańsk w relacjach z podróży 1772–1918”. Od 1994 do 2011 r., z niedługimi przerwami, kierował Zakładem Pomorzoznawstwa UG. Gościnnie wykładał też na uniwersytetach w Bremie, Lubece i Ottawie. Swoją ekspercką wiedzą chętnie dzielił się z mediami, poprzez które docierał do tysięcy mieszkańców Pomorza. W ten sposób szybko stał się rozpoznawalny jako jeden z największych znawców lokalnej historii. Na falach Radia Gdańsk wyemitowanych zostało około 700 pasjonujących felietonów profesora. Regularnie publikował też popularnonaukowe teksty w miesięczniku „Pomerania” i „Dzienniku Bałtyckim”. Chętnie wypowiadał się na łamach „Gościa Niedzielnego”. W 2014 r. pytałem Jerzego Sampa między innymi o rolę jezuitów w dziejach Gdańska. „Ich wkład w budowę tożsamości naszego miasta jest nie do przecenienia. Wśród zakonników byli wybitni teologowie, pisarze, lekarze, matematycy i botanicy. Niestety większość tych bogatych życiorysów wciąż czeka na odkopanie z mroków niepamięci” – mówił mi wówczas.
Profesor zdawał sobie sprawę z tego, że artykuły opatrzone przypisami i rozbudowaną bibliografią dla większości ludzi mogą być zbyt hermetyczne. Zdecydował się więc pisać tak, by teksty promujące region trafiały do możliwie jak najszerszego grona czytelników. „Chcę Gdańsk przybliżać, chcę, żeby ludzie polubili to miasto. Dużo jest rzeczy, które albo zasłyszałem od rodziców lub ich przyjaciół, albo mi się wydaje, że je zasłyszałem w dzieciństwie i próbowałem je odtworzyć” –` tłumaczył. W 1985 r. wydane zostały bajki kaszubskie „Zaklęta Stegna”, a siedem lat później ukazały się „Legendy gdańskie. Baśnie, podania i przypowieści”. „Nasze (…) teksty mówią o czymś, w czego realność święcie niegdyś wierzono. Jest w nich zawarte jakieś »ziarno prawdy«. W gdańskich legendach (…) sporo jest treści uniwersalnych, zdradzających wpływ greckiej i rzymskiej mitologii. Wyraźne jest też momentami oddziaływanie Biblii” – pisał w „Słowie wstępnym” do pierwszego wydania „Legend gdańskich”.
[…]
Nie tylko legendy i baśnie Jerzego Sampa trwale zapisały się w kanonie pomorskiej literatury. Profesor był także autorem licznych książek popularyzujących wiedzę o Gdańsku, na których wychowały się kolejne pokolenia pasjonatów lokalnej historii. W takich pracach jak „Gdańsk prawie nieznany”, „Miasto czterdziestu bram” czy „Bedeker gdański” Samp – w oparciu o trudno dostępne źródła (m.in. pochodzące z Biblioteki Watykańskiej), zapomniane materiały kronikarskie, mało znane diariusze, a także dawne relacje z podróży „tworzył mozaikowy wizerunek Gdańska”. Jego książki stanowiły rodzaj przewodnika turystycznego po osobliwościach. Odkrywały ludzi, fakty i miejsca, które dotąd umykały uwadze piszących. „Ciekawostki przeplatają się z podstawowymi faktami z przeszłości, bo autor zna ją dobrze i omawia w sposób niebanalny, czyli interesujący, a co bodaj ważniejsze – serdecznie, ciepło i rzetelnie. Prostuje zastarzałe i często błędne omówienia, wprowadza nowe ustalenia. Wszystko to robi z wdziękiem i życzliwością, jakby chciał powiedzieć: pisałem to dla miasta moich rodziców i przyjaciół” – zaznaczał w słowie wstępnym do „Bedekera gdańskiego” profesor Wacław Odyniec.
[…]
Zmagając się z ciężką chorobą, o której mówił niechętnie, Jerzy Samp do końca pozostawał aktywny. Pisał w otoczeniu kolekcjonowanych fajek z XVIII i XIX wieku. W wywiadzie udzielonym uczniom VII Liceum Ogólnokształcącego, którego był absolwentem, mówił: „Od dzieciństwa chciałem coś zrobić dla Gdańska. To miasto traktowałem jako taki baśniowy poemat o architekturze, o malarstwie, o wodzie, o mentalności dawnych gdańszczan”. Zmarł w wieku 64 lat w jednym z warszawskich szpitali. Tuż przed śmiercią powiedział: „Wracam do Gdańska”.
Więcej w papierowym wydaniu "Gościa Gdańskiego" - nr 7 na 16 lutego.