Proszę o siłę i działam

Święta wielkanocne to dobra okazja do tego, żeby przyjrzeć się historiom ludzi, którzy doświadczyli w sobie mocy miłości silniejszej niż grzech i śmierć oraz siły łaski wyciągającej człowieka z najgłębszych ciemności. Rafał w wypadku stracił obie ręce i nogę, jednak dobrze wie, że zmartwychwstanie to nie bajka - Jezus żyje i działa w tych, którzy powierzają Mu swoje życie.

W ubiegłym roku Rafał Jenner uległ poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Wpadł pod pociąg. Cudem przeżył. Ale nie o cudzie ocalenia od śmierci będzie, lecz o wierze, dzięki której 28-latek, mimo że stracił obie ręce i nogę, to nie stracił chęci do życia, a wręcz zaraża innych zadziwiającym optymizmem. – Takie konkretniejsze zbliżenie się do Pana Boga i naprawienie z Nim relacji, która była kompletnie przeze mnie zaniedbana, nastąpiło rok wcześniej. Zauważyłem, że po prostu w bardzo złą stronę idę pod względem swoich moralnych wyborów i decyzji, które dotyczyły też innych osób w moim życiu. W tej całej trudnej sytuacji zdecydowałem się na powrót do Pana Boga. Była to ścieżka trudna, bo wymagała dużo poświęceń, dużo zmian, dużo pracy nad sobą, nad życiem, nad relacjami. Ale dzięki temu moje życie poszło w dobrą stronę. Wciąż miało swoje mankamenty, bo skłamałbym, gdybym powiedział, że czułem się wtedy w pełni nawrócony – wspomina Rafał.

Samego wypadku nie pamięta, nie ma jakiegokolwiek przebłysku tego, co się działo, ani choćby jednej sekundy w pamięci, żeby fizycznie cierpiał. – Kiedy obudziłem się w szpitalu, to się wszyscy zdziwili, bo szanse były podobno nikłe. Co dziwne, zareagowałem ze spokojem. W karcie mojego wypisu to śmiesznie wygląda, bo co jakiś czas jest tylko komentarz psychiatry czy psychologa, że pacjent nie zdaje się być załamany sytuacją, być może to efekt szoku i jeszcze do niego nie doszło. Potem trzy dni później: pacjent wciąż nie wydaje się zasmucony utratą kończyn, myśli o powrocie do zawodu – opowiada młody mężczyzna. – Jedną z pierwszych rzeczy, o jaką poprosiłem, kiedy zacząłem odzyskiwać świadomość, była spowiedź. Byłem wtedy na silnych lekach przeciwbólowych, więc moja świadomość była mętna, ale pamiętam, że bardzo trzymałem się na siłach, żeby się wyspowiadać. Dzięki temu spokojniej się poczułem – gdybym miał już umierać, to jest okej. To jest fajna świadomość. I pamiętam, że z takim spokojem chwilę później odpłynąłem – relacjonuje R. Jenner.

Wspomina również późniejsze rozmowy ze szpitalnym kapelanem i kolejne spowiedzi, które dały mu poczucie zaopiekowania ze strony Boga. – Od samego początku poczułem się naprawdę utulony – ze strony Pana Boga, ze strony rodziny, przyjaciół i ludzi, którzy mnie otaczali. Nigdy nie poczułem się sam. Kiedy mnie przeniesiono już z tej ostrej terapii, kiedy zszedłem z mocnych leków, miałem dosłownie godzinę lub dwie jakiegoś takiego smutku i niepewności, w których po prostu się modliłem o to, co ma być dalej, z prośbą o Boże zlitowanie się nade mną, bo zdawałem sobie sprawę, że sytuacja może być trudna. No i to przyszło – zaświadcza 28-latek. Rafał jest przekonany, że Pan Bóg działa przez ludzi – ze wzruszeniem przywołuje przykład wielu bliższych i dalszych dla niego osób, które zaangażowały się w modlitwę i pomoc. – Cały czas miałem świadomość, że jest masa osób, które się za mnie modlą. Po raz pierwszy w swoim życiu spotkałem się z czymś takim w stosunku do mnie. To było bardzo budujące – mówi.

Dzięki temu, że przed wypadkiem powierzył swoje życie Jezusowi, mężczyzna nigdy nie obwiniał Boga za to, co go spotkało. – Wiem, że wypadki się zdarzają. Nie wszystkie zależą od nas, część tak, ale na pewno nie jest to "wredność" Pana Boga. Wiem, że moje decyzje miały wpływ na wypadek, ale wiem też, że mimo tych moich złych decyzji, nawet w takiej sytuacji Pan Bóg wyciągnął do mnie dłoń – podkreśla R. Jenner. Jego najbliżsi są także osobami wierzącymi, dla których relacja z Bogiem w tych trudnych momentach okazała się kluczowa. – Początkowo był olbrzymi szok i wiem, że bardzo trudno im przyszła modlitwa o to, żeby się działa wola Boża, żeby po prostu Pan Bóg z tego wyciągnął dobro – z całego zła, które się wydarzyło, niech wyjdzie dobro, nawet jeżeli by to się równało z tym, że umrę. Modlili się, żeby do tego nie doszło, ale starali się wyprosić dobro, nawet gdyby im się nie podobało. Bo dobro niekoniecznie jest tym, co byśmy chcieli, żeby nim było. Dobro potrafi być nawet dla nas bolesne. Po prostu czasami korekcja czegoś złego wymaga siły, kruszenia czy bólu – tłumaczy Rafał. – Widzę, że choć chcieliby, żeby to się jakoś odwróciło, to wierzą, że to może doprowadzić do naprawdę dobrych rzeczy, że moja droga nie jest jeszcze skończona – teraz po prostu trzeba się przeorganizować – dodaje mężczyzna.

Przyznaje, że wiele osób dziwiło się jego optymizmem i poczuciem humoru w sytuacji, w której znalazł się po wypadku. – Oni wszyscy się spodziewali, że jak wejdą, to zobaczą człowieka, który leży, patrzy w sufit, jest smutny i nie wie, co ma zrobić. No a przychodzili i co widzieli? Nie dość, że wkurzam wszystkich naokoło tym, że próbuję sam na jednej nodze po domu skakać, to jeszcze śmieszkuję z całej tej sytuacji, mówiąc np. że czuję się niezręcznie lub że rękę mógłbym dać sobie uciąć za to albo za tamto – wspomina. – Jestem osobą, która się dość szybko adaptuje do nowych warunków. Kiedy wyszedłem ze szpitala, wiedziałem, że mleko się rozlało. To, że będę rozpaczał, nie przywróci mi rąk. To jest prosty deal w tym momencie: gadasz sobie z Panem Bogiem, prosisz o tę siłę, ale też jednocześnie wykonujesz pracę, czyli z tej siły korzystasz, a nie czekasz aż ci ręce odrosną – podkreśla Rafał, dodając, że jego postawa dla wielu znajomych (lub nieznajomych) stała się bardzo inspirująca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..