W czwartek 5 czerwca w kościele pw. NMP Królowej Różańca Świętego wierni pożegnali ks. kan. Wojciecha Michalaka, duszpasterza, przyjaciela, człowieka, który przez 45 lat kapłaństwa pozostawał blisko Boga i ludzi. Miał 73 lata. Zmarł po długiej chorobie.
Mszy św. żałobnej przewodniczył abp Tadeusz Wojda, metropolita gdański. Wśród kilkunastu koncelebrujących kapłanów byli ci, którzy towarzyszyli ks. Wojciechowi przez całe życie kapłańskie - od czasów seminaryjnych po ostatnie lata posługi na Przymorzu i w Caritas, a także w sopockim hospicjum. Nie zabrakło rodziny, bliskich, przyjaciół i parafian.
Pogrzeb ks. Wojciecha Michalaka - obrzędy liturgii
Homilię wygłosił ks. kan. Rajmund Lamentowicz, kolega kursowy zmarłego kapłana, proboszcz parafii pw. św. Barbary w Gdańsku. Jego słowa poruszyły wszystkich obecnych. - I ty, księże Wojciechu, jesteś dziś z nami... choć inaczej niż dotąd. Twoje życie się nie skończyło. Ono się przemieniło. Nie odszedłeś w zapomnienie. Odszedłeś ku spełnieniu - mówił.
Kaznodzieja przypomniał, że kapłaństwo ks. Wojciecha dojrzewało długo. Zanim został księdzem, próbował znaleźć swoje miejsce: był studentem, technikiem dentystycznym, zdawał do szkoły aktorskiej. Ale to Bóg przemówił do jego serca. I Wojciech Michalak odpowiedział bez wahania. - Pan nie chciał cię na scenie teatru, tylko przy ołtarzu - tam, gdzie liturgia staje się dramatem miłości Boga do człowieka - przypomniał ks. Lamentowicz.
Pogrzeb ks. Wojciecha Michalaka - wyprowadzenie trumny
Przez lata ks. Wojciech posługiwał m.in. w parafii św. Jacka w Straszynie, w Gdańsku-Brzeźnie i od 2015 r. aż do śmierci - w parafii NMP Królowej Różańca Świętego na Przymorzu. Był także kapelanem pensjonariuszy Centrum Pomocowego Caritas przy ul. Fromborskiej. Wierni zapamiętali go jako człowieka pokornego, ciepłego, obecnego. - Byłeś nie tylko księdzem. Byłeś bratem, ojcem, przyjacielem. Światłem w oknie. Księdzem, do którego można było przyjść o każdej porze i nie zostać odesłanym - wspominał ks. Rajmund.
Przez ostatnie lata, mimo pogarszającego się zdrowia, ks. Wojciech trwał w posłudze. Wciąż głosił kazania, spowiadał, odwiedzał chorych. - Kiedy mówił kazanie, miałem wrażenie, że mówi tylko do mnie - wspomina po liturgii pan Jan, jeden z parafian z Przymorza. - Był doskonałym, wprawnym mówcą, a jego słowa zapadały głęboko. Taki był. Zawsze prawdziwy - dodaje.
Po Mszy św. uroczystości kontynuowano na cmentarzu Łostowickim. Przy głównej alei zebrał się tłum, który odprowadził zmarłego na miejsce spoczynku. Trumna została złożona w kapłańskiej kwaterze. Bliscy ks. Wojciecha, kapłani oraz tłum wiernych stali przy mogile w milczeniu i zadumie.
Pogrzeb ks. Wojciecha Michalaka - kondukt żałobny
Jeszcze na Przymorzu, na zakończenie homilii ks. Rajmund wypowiedział słowa, które zamknęły ten dzień nie bólem, lecz nadzieją. - Niebo otwiera się dziś nad tobą. Ale i nad nami. Bo kiedy tracimy bliskiego, pytamy, co teraz. A odpowiedź jest jedna: teraz jesteś bliżej. Teraz możesz wstawiać się nieustannie. Teraz już nic cię nie ogranicza - ani słabość ciała, ani czas. Jesteś u Boga, który jest miłością - zaznaczył.
To było pożegnanie pełne światła. Nie triumf śmierci, ale życia. - Dziś, Wojtku, w twoje niebiańskie urodziny, mówimy tylko jedno: bądź szczęśliwy. W domu Ojca - zakończył kaznodzieja.