W czwartek 24 lipca odbyły się uroczystości pogrzebowe ks. Piotra Baranowskiego, wikariusza parafii pw. św. Barbary w Gdańsku, wieloletniego duszpasterza Duszpasterstwa Tradycji Katolickiej Archidiecezji Gdańskiej.
Eucharystii, która zgromadziła tłumy wiernych, przewodniczył bp Piotr Przyborek, a homilię wygłosił bp Arkadiusz Okrój, ordynariusz diecezji toruńskiej. - Gromadzimy się na pogrzebie śp. ks. Piotra. Kapłana, który miał "przepasane biodra", a jego serce płonęło jak ogień wiary. Jesteśmy o tym przekonani, ale dzisiaj chcemy to sobie jeszcze raz uświadomić. Bo bardzo potrzebujemy dziś takich kapłanów, którzy są zawsze gotowi na spotkanie z Tym, który jest Panem ich życia. Z Tym, w którego kapłaństwie mają udział - podkreślił pasterz.
- Ufamy, że ks. Piotr był takim właśnie kapłanem - gotowym. Bo przecież został naznaczony chorobą, która jakby zapowiadała nadejście Pana. I to właśnie wtedy, gdy - jak żołnierz w mundurze - trwał na posterunku w sutannie, wierny duszpasterskiej misji, chociaż od dawna już zmagał się z cierpieniem. Piotr uczestniczył w kapłaństwie swojego Pana, Jezusa Chrystusa - w kapłaństwie wyjątkowym. A my, kapłani, musimy całe życie powracać do źródła tego charyzmatu - mówił duszpasterz.
Bp Okrój zaznaczył, że pogrzeb brata w kapłaństwie jest dla wszystkich prezbiterów lekcją. - Kapłan to nie intrygant. Nie zapatrzony w siebie intelektualista. To człowiek przejrzysty, otwarty, świadomy swoich słabości. Ale i świadomy, że tylko w mocy Ducha może rzeczywiście działać. Że jego siła nie jest z niego. Że nie chodzi o to, by być mocnym, ale by być przezroczystym - dla Boga. I w takim właśnie kapłaństwie uczestniczył ks. Piotr - tłumaczył.
- Wielu z nas nie poznało go naprawdę. Ktoś powiedział, że przypominał Marsjanina - był zamknięty, inny, może trudny. Przyszedł do naszego rocznika jako starszy, jako inżynier. Miał już doświadczenie, miał inne spojrzenie. Tym, którzy go znali pobieżnie, mógł się wydawać zamknięty w sobie, oderwany. Ale ci, którzy mieli do niego dostęp, widzieli zupełnie co innego. Widzieli pasjonata. Kogoś, kto jeśli się angażował, i to na całego - powiedział biskup toruński.
- Widzieli kogoś, kto był odpowiedzialny i za dzieło, i za drugiego człowieka. Kto nie odpuszczał. Kto trzymał, podtrzymywał - nawet tych, którzy już niemal wypadli za burtę Kościoła. Miał w sobie tę cechę kapłana przyjaciela. I to był jego charyzmat. Nie był typem, który szuka poklasku. Potrafił mówić trudną prawdę, ale z szacunkiem. Tak mówił do ludzi w duszpasterstwie Sychar, ale i poza nim. Umiał być przyjacielem - także wtedy, gdy człowiek nie mógł już nic zrobić ze swoim grzechem, ale potrzebował kogoś, kto będzie. Kto zrozumie. Kto wysłucha - dodał.
Pasterz zaznaczył, że po śmierci ks. Piotra wielu mówiło o nim świadectwa. - Dał komuś drugą szansę, pomógł w kryzysie, był obecny, gdy inni milczeli. Pokazywał świat dzieciom, przyjaciołom, zabierając ich w podróże, ale też inspirując do rozwoju, do myślenia. Był intelektualnie ciekawy świata, miał błyskotliwe - czasem złośliwe - poczucie humoru. Potrafił mówić trudne rzeczy, ale relacje z nim były prawdziwe. Miał swoje pasje - podróże, góry, Rumunię. Interesował się historią, był erudytą. Ale nie po to, żeby błyszczeć. Ludzie wyczuwali w nim człowieka, który naprawdę żyje swoją wiarą. Żyje nią na serio - zaznaczył kapłan.
- Ktoś powiedział: "Piotr nie był doskonały, ale był prawdziwy". Miał świadomość swoich wad. Jedną z nich był jego upór. Czasem trudno było mu pozwolić sobie pomóc. Trzymał się swoich reguł. Ale nie był zamknięty z powodu pychy, raczej z powodu głębokiej wrażliwości. Dbał o relację z Bogiem. I to było dla tych, którzy byli blisko niego, oczywiste. Ktoś powiedział, że wstąpił do seminarium, by udowodnić sobie, że się nie nadaje. Że chciał wylecieć po pierwszym semestrze. Ale Bóg go nie wyrzucił. Bo wybrał go do swojego kapłaństwa. I Piotr pozwolił, żeby Jezus - wieczny Kapłan - był Inżynierem jego życia - wyjaśnił biskup.
- W jego mieszkaniu był różaniec. Brewiarz. Chodził z różańcem po ulicach, nie zważając, co ludzie pomyślą. Miał też ikonę św. Spirydona - pasterza i obrońcy prawdy. Świętego, który nie był wielkim intelektualistą, ale był rozświetlony Duchem Świętym. I to wystarczyło - dodał.
- Piotrze, nasz bracie w kapłaństwie! Dziś sobie przyznajemy: znaliśmy cię za mało. Dziękujemy za twoje życie. Za każde twoje zwycięstwo nad złem. Za każdego człowieka, którego ocaliłeś. I prosimy: oręduj za nami - swoimi braćmi kapłanami. Prosimy, aby Bóg chronił nas od złego i aby - dzięki naszej posłudze - ocalał tych, których nam powierzono. I prosimy, razem z twoimi przyjaciółmi i rodziną, by Bóg powoływał kolejnych pasterzy - świadomych swoich słabości, ale otwartych na moc Ducha Świętego. Tak, jak ty - zakończył bp Arkadiusz.
Po liturgii w kościele św. Barbary dalsze uroczystości pogrzebowe odbyły się na cmentarzu w Gdyni-Witominie, gdzie ciało ks. Piotra zostało złożone do rodzinnego grobu.