To nie był koncert. To był zryw serc, głosów i intencji. W niedzielę 5 października gdańska kolegiata Najświętszego Serca Jezusowego dosłownie pulsowała dźwiękiem - 5. edycja Chóralnej Masy Krytycznej połączyła dziesiątki wykonawców i setki słuchaczy w jednej wspólnej sprawie: pomocy, wspólnocie i śpiewie, który ma moc realnej zmiany.
Wypełniona po brzegi świątynia stała się miejscem spotkania ludzi, których połączyła pasja i potrzeba działania. Amatorzy i profesjonaliści - w sumie kilkadziesiąt osób - pracowali wspólnie pod okiem Artura Kozy, Joanny Sołowiej i Mateusza Pawelczyka. Efekt? Repertuar, który w niedzielny wieczór poruszył nie tylko serca, ale niemal ściany kolegiaty.
Chóralna Masa Krytyczna 2025 - rozpoczęcieZabrzmiały utwory Miłosza Bembinowa, Anny Rocławskiej-Musiałczyk, Antona Brucknera i Ralpha Vaughana Williamsa. Było duchowo i nowocześnie, nostalgicznie i dynamicznie. Jednym słowem: prawdziwie. - To było jak fala, potężna, ale delikatna. Czułem, że muzyka dosłownie przechodzi przez ludzi - mówił po koncercie pan Marek. Publiczność nagradzała chórzystów długimi oklaskami, wielu nie kryło łez. - Nie jestem fanką muzyki chóralnej, ale dziś coś mnie przyciągnęło. I dobrze, bo to było niesamowite przeżycie. Czuć było, że ci ludzie śpiewają z serca - dodała pani Katarzyna z Wrzeszcza.
Chóralna Masa Krytyczna od początku łączy muzykę z działaniem społecznym. I tak było też tym razem - po koncercie prowadzono zbiórkę na rzecz Fundacji ”Hakersi”, która wspiera dzieci i młodzież w rozwijaniu cyfrowych kompetencji i przeciwdziałaniu mowie nienawiści. Jak powiedziała jedna z uczestniczek: ”To piękne, że śpiew może mieć taką moc - nie tylko łączy ludzi, ale też pomaga realnie zmieniać świat”.
Chóralna Masa Krytyczna 2025 - fragment koncertuChoć Chóralna Masa Krytyczna ma dopiero pięć lat, już stała się zjawiskiem. Nie tylko na mapie wydarzeń kulturalnych Gdańska, ale też w sercach tych, którzy w niej uczestniczą. - To nie był zwykły koncert. To było wspólne przeżycie. Wyszłam z poczuciem, że świat jest trochę lepszy - podsumowała pani Anna. I trudno o lepszą recenzję.