Opozycyjni wobec projektu radni nie zostali dopuszczeni do dyskusji.
Program dofinansowania in vitro w Gdańsku został uchwalony 5 czerwca. Temat wrócił pod obrady po tym, jak poprzednią uchwałę w tej sprawie unieważnił wojewoda pomorski. Mateusz Skarbek, radny PO, zgłosił wniosek formalny o głosowanie bez dyskusji (poparcia udzieliło mu 22 radnych), pozbawiając opozycję możliwości zabrania głosu. Za przyjęciem uchwały zagłosowało 16 radnych, 12 zgłosiło sprzeciw, a 4 wstrzymało się od głosu.
- Dla mnie to jeden z najsmutniejszych momentów w całej mojej historii w radzie. Pokazaliście, co znaczy dla was demokracja. Od samego początku było oczywiste, że przegłosujecie większością głosów tę uchwałę, a mimo to nie daliście wypowiedzieć się opozycji - mówił prof. Piotr Czauderna, chirurg dziecięcy, a także wiceprzewodniczący Rady Miasta z PiS. - Jeżeli mówią państwo, że chcą pomagać ludziom, to są dużo ważniejsze potrzeby medyczne. Cały ten projekt jest motywowany względami politycznymi, a nie troską o zdrowie i dobro mieszkańców - oceniał.
- PiS zaserwowało nam w tej sprawie taki seans nienawiści, że zasadne było złożenie takiego wniosku - odpowiadał radny Skarbek.
- Ta uchwała jest wyrazem wolności. Dajemy ludziom kawałek szczęścia - dodała Emilia Lodzińska, radna PO.
- Radnym PO wcale nie zależy na dobru mieszkańców Gdańska. Chodzi jedynie o polityczną awanturę. Nie chcą dyskutować i nie przyjmują żadnych argumentów, które wprost mówią, że efektywność in vitro jest bardzo niska w stosunku do spodziewanych rezultatów - komentuje Łukasz Hamadyk, radny PiS.
Przeciwko programowi in vitro zagłosował cały klub PiS plus dwóch radnych PO - Piotr Dzik i Wojciech Błaszkowski.
- Żal mi tych radnych PO, którzy byli przeciwko programowi. Kilku z nich twardo obstawała przy swoich poglądach, za co należy im się szacunek. Jednak większa część bała się głosować zgodnie ze swoim sumieniem, ponieważ została zastraszona przez lewicową frakcję radnych PO - mówi radny Hamadyk.
Przed budynkiem Rady Miasta, jeszcze przed głosowaniem, odbyła się konferencja prasowa przeciwników programu in vitro. - Postawa radnych PO pokazuje, że bardziej niż na reprezentowaniu mieszkańców zależy im na prowadzeniu polityki partyjnej. Mówimy o metodzie, która jest nieskuteczna i nieetyczna. Program dyskryminuje pary, które mają problem niepłodności i chcą podjąć leczenie, ale nie z zastosowaniem procedury in vitro. Radni za nic mają takich obywateli - podkreśla Maciej Wiewiórka z Fundacji "Pro - Prawo do życia", współorganizator konferencji.
- Od kilku miesięcy apelujemy, żeby radni zdecydowali się włączyć do programu naprotechnologię. Bezskutecznie. Niestety, przedstawiciele Platformy Obywatelskiej w ogóle nie zainteresowali się tematem i nie odnieśli się do naszych argumentów merytorycznie - mówi Marta Szagżdowicz, uczestniczka protestu.
Przypomnijmy, że program in vitro został przyjęty pod koniec lutego w głosowaniu podczas sesji Rady Miasta - 16 radnych zagłosowało "za", 13 było przeciw, a jedna osoba wstrzymała się od głosu. Pisaliśmy o tym TUTAJ. Wynik głosowania skomentowała wówczas Aleksandra Dulkiewicz, przewodnicząca klubu radnych PO, odpowiedzialna za program: "Jestem bardzo szczęśliwa, że ci gdańszczanie, którym żadna inna metoda nie jest w stanie pomóc, będą mogli skorzystać z dofinansowania w wysokości 5 tys. zł" - powiedziała.
Po kilku tygodniach od przyjęcia uchwała została unieważniona przez wojewodę pomorskiego - zdaniem Dariusza Drelicha, miasto nie zastosowało odpowiednich procedur, a każdy program zdrowotny trzeba najpierw przekazać do zaopiniowania do Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.
Ostatecznie pozytywna opinia trafiła do radnych 30 maja. Wówczas Piotr Borawski, przewodniczący klubu Platformy Obywatelskiej w Radzie Miasta, złożył wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji rady i głosowanie nad uchwałą dotyczącą uruchomienia programu.
Nasz komentarz dotyczący programu in vitro TUTAJ.