O oddziale majora „Łupaszki”, płycie „Niewygodna prawda” i serialu „Czas honoru” z prof. Piotrem Niwińskim rozmawia Jan Hlebowicz.
Jan Hlebowicz: Ogląda Pan „Czas honoru”?
Prof. Piotr Niwiński: Pewnie.
5. sezon serialu opowiada m.in. o losach leśnych partyzantów...
– Ten serial zbudowany jest na wielkich uproszczeniach, które denerwują profesjonalnego historyka. Z drugiej strony doskonale oddaje klimat tamtego trudnego czasu. Młodzi ludzie, którzy mieli już dość wojny, stanęli wówczas przed dylematem: jaki sens ma nasza dalsza walka? Ale jednocześnie sami sobie odpowiadali: a jaki sens miałoby nasze poddanie? Chcieli studiować, zakładać rodziny, pracować. Tymczasem widzieli brutalność i obłudę sowieckiego systemu. Mieli do wyboru: walczyć dalej, próbować wyjechać za granicę albo dostosować się do nowej, zakłamanej rzeczywistości. Ten serial dobrze pokazał to, co najważniejsze, nie ominął trudnych tematów.
A podoba się panu hip-hopowiec Tadek, który śpiewa o „Ince”: „Chciałbym Ciebie poznać, chciałbym iść z Tobą za rękę...”?
– Zdecydowanie. Polecam projekt muzyczny Tadek Firma Solo „Niewygodna Prawda”. Byłem do niego nastawiony sceptycznie, bo nie lubię rapu i hip-hopu. Pewnego razu włączyłem płytę w samochodzie. Pierwsze dźwięki mnie odrzuciły. Postanowiłem się jednak przemóc, bo żeby móc coś skrytykować, najpierw trzeba to poznać. Kiedy się lepiej wsłuchałem w teksty Tadka, zrozumiałem, że jest to muzyka, która może porywać. Tadek poprzez taką a nie inną stylistykę i język trafia z przekazem o żołnierzach wyklętych do młodych. Robi coś, co jest zadaniem historyków w gimnazjach, liceach i na studiach wyższych. Przybliża postaci polskich patriotów młodemu pokoleniu. Mówi im: zobaczcie, ci ludzie, ginąc za Polskę, mieli tyle lat co wy.
Jak to się stało, że 5. Wileńska Brygada AK dowodzona przez majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” trafiła na Pomorze?
– Wileńszczyzna była pierwszym terenem, na którym Armia Krajowa spotkała się z Armią Czerwoną. Zakończyło się to aresztowaniem sporej części akowców; niektórych rozstrzelano, innych wywieziono na Wschód. Ci, którzy tego uniknęli, musieli wycofać się z terenu zajętego zgodnie z postanowieniami jałtańskimi przez czerwonoarmistów i NKWD. 5. Wileńska Brygada Armii Krajowej przedostała się na teren Polski niemal w całości. Ponownie zgrupowała się na Białostocczyźnie, podporządkowała tamtejszym strukturom terenowym AK. W 1945 roku „Łupaszko” nawiązał kontakt z ewakuowanym z Wilna Okręgiem Wileńskim, który odtwarzał się w Warszawie i na Pomorzu. „Łupaszko” jesienią 1945 roku przybył na Pomorze.
Jakie rozkazy otrzymał?
– Jego zadaniem była ochrona ludności cywilnej przed terrorem nowej administracji, działalność propagandowa, polegająca na głoszeniu wszem i wobec, że „jeszcze Polska nie zginęła”, oraz pomoc lokalnej społeczności w walce z pospolitym bandytyzmem, donosicielstwem i działaniami, które destabilizowały lokalne struktury społeczne. Po wjeździe do danej miejscowości pytano się miejscowej ludności, czy ci milicjanci dobrze wypełniają swoją misję, chronią ludność przed bandytami, czy raczej nadużywają swoich kompetencji ‒ grabią, kradną, gwałcą itd. Jeśli okazywało się, że jednak nadużywają, to funkcjonariusze karani byli najczęściej wyciorami na goły tyłek na oczach całej wsi. W sytuacjach ekstremalnych, kiedy milicjant wykazywał się wyjątkowym bestialstwem w stosunku do miejscowych, był rozstrzeliwany. Bez wyjątku rozstrzeliwano wszystkich funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, uważając ich za szczególnie niebezpiecznych dla społeczeństwa.
Nie można nazywać działalnością propagandową rozstrzeliwania funkcjonariuszy MO czy UB.
– To jest obrona ludności przed terrorem ze strony okupanta. Jeżeli funkcjonariusz UB siedziałby sobie w Gdańsku i nie wyszukiwał „wrogów ludu” wśród mieszkańców okolicznych wiosek, to by mu włos z głowy nie spadł. A jeżeli to robił, tworzył sieć agenturalną, żeby aresztować jak najwięcej osób... dostawał w łeb.
Żołnierze „Łupaszki” byli święci? Wojna ich nie zdemoralizowała?
– Każda wojna demoralizuje. Nawet krótka. Jednak z zebranych przeze mnie materiałów mogę śmiało stwierdzić: żołnierze 5. Wileńskiej Brygady AK nie kradli, nie gwałcili, nie zabijali miejscowej ludności. Oni byli dla wyższych idei!
Chyba jednak nie zawsze było tak różowo. Pod komendą „Łupaszki” działał Władysław Cheliński „Mały”, o którym mówi się różne rzeczy...
– Grupa Władysława Chelińskiego „Małego” składała się w głównej mierze z chłopów sprzeciwiających się kolektywizacji. W 1946 roku natknęła się w Borach Tucholskich na brygadę majora „Łupaszki”. Dowódca 5. Wileńskiej Brygady wolał mieć ludzi „Małego” pod swoją komendą i pilnować, niż puścić ich samopas. Okazało się, że to słuszna decyzja. Pod koniec samodzielnej działalności „Małego” ważniejsza była dla niego skuteczność niż szlachetność walki. Żeby zaoszczędzić na amunicji, Cheliński kazał sztyletować wrogów Polski, zamiast ich rozstrzeliwać zgodnie z żołnierskich kodeksem. Za oddziałem „Małego” ciągnęły się dwie sprawy ocierające się o kryminał. Nie możemy ich do końca zweryfikować, ponieważ żaden partyzant z jego oddziału nie żyje. Z relacji mieszkańców jednej z wiosek wiemy, że „Mały” wykonał dwa wyroki śmierci na osobach cywilnych. Nie do końca wiadomo, dlaczego. Prawdopodobnie ktoś przekazał „Małemu” błędne informacje, na podstawie których doszło do wykonania wyroku. Czy celowo? Póki co nie jesteśmy w stanie tego rozstrzygnąć, dlatego musimy wstrzymać się z ostateczną oceną tego wydarzenia. Pewne jest, że miejscowa ludność nie ma o „Małym” dobrego zdania, właśnie ze względu na ten nieszczęśliwy incydent. Kiedy jednak przeszedł pod komendę majora Zygmunta Szendzielarza, takie historie się nie powtarzały.