Co roku 1 sierpnia odżywa spór o Powstanie Warszawskie. Czym było? - pytają historycy, dziennikarze, artyści. Bezsensowną rzezią, zbiorowym samobójstwem czy raczej bohaterską ofiarą na rzecz niepodległej Polski?
Padają różne odpowiedzi. Stefan Kisielewski nazywał powstanie aktem zniecierpliwienia, młodzieńczej niepowściągliwości, psychicznego egoizmu. Czesław Miłosz przedsięwzięciem karygodnie lekkomyślnym. Z kolei Jarosław Marek Rymkiewicz widzi w postawie powstańców moralny sens, który odnawia się w świadomości Polaków i decyduje o ich tożsamości. Powstanie zwyciężyło, a dowodem na to jest niepodległa Polska - uważa pisarz. Przykłady "za" i "przeciw" można mnożyć.
Funkcjonująca od lat w przestrzeni medialnej batalia o powstanie jest równie emocjonalna, burzliwa, co... jałowa - dzieli biorących w niej udział na dwa fronty. Okopani na swoich pozycjach zwolennicy i przeciwnicy wolnościowego zrywu próbują przekonać się nawzajem do swoich racji, często dokonując przy tym prostych i zbyt jednoznacznych ocen. Co ważniejsze? Obrona wartości czy materialna spuścizna i ludzkie życie? - próbują rozstrzygnąć.
Budzimira Wojtalewicz-Winke urodziła się w 1924 roku w Wolnym Mieście Gdańsku. Jej ojca, Feliksa Muzyka - działacza polonijnego Niemcy rozstrzelali w Stuthoffie. Ona trafiła do Warszawy i przystąpiła do "Szarych Szeregów". Jako "Budka" oraz "Irena" zajmowała się kolportażem podziemnej prasy, zdobywaniem lekarstw i żywności, a nawet przewożeniem broni i amunicji. Należała do 3. drużyny w II plutonie "Alek" 2. kompanii "Rudy" Batalionu "Zośka", gdzie poznała m.in. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Koledzy z jej oddziału, kiedy dowiedzieli się o wybuchu powstania, zaczęli wiwatować i prosić ją do tańca. "Budka" też się cieszyła, chociaż nie do końca, bo na jakiś czas musiała rozstać się z narzeczonym. Była zaręczona z Tadeuszem Milewskim ps. "Ćwik". Jesienią mieli wziąć ślub.
Po wojnie dowiedziała się, że Tadeusz zginął 5 sierpnia, dzień po swoich 24. urodzinach. Tego samego dnia, kilka godzin przed śmiercią, wziął udział w wyzwoleniu 348 Żydów z więzienia na ul. Gęsiej, tzw. Gęsiówki. Kiedy pani Budzimira mi o tym opowiada, ma łzy w oczach. Jednocześnie mówi o celowości podjętej walki i moralnym zwycięstwie.
Bo Powstanie Warszawskie nie było tylko decyzją dowódców - błędną lub słuszną, nie było wyłącznie masowym mordowaniem ludności cywilnej przez Niemców i w końcu nie było też jedynie heroiczną walką samych powstańców. Było tym wszystkim oraz każdą pojedynczą ludzką historią i tylko w taki sposób powinno się o nim mówić. Stawanie po jednej stronie barykady sporu o Powstanie Warszawskie, bez uwzględnienia jego złożoności, na którą składają się losy kilkuset tysięcy ludzi, jest oznaką braku szacunku dla tych, którzy je przeżyli. Bo to właśnie te mikrohistorie stanowią prawdę o tym wydarzeniu - prawdę skomplikowaną i wielowątkową. "Bowiem w tysiącach takich właśnie wersji - jak pisał Rymkiewicz w "Kinderszenen" - ujawniało się, dawało o sobie znać, w ten właśnie sposób przedstawiało się wówczas i potem życie tych, którzy byli wtedy w Warszawie".