Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Romski problem w Gdańsku

– Prosimy pana, panie prezydencie, o pomoc, chcielibyśmy odzyskać nasze domy i móc dalej normalnie żyć – apelują do Pawła Adamowicza Romowie. Miasto odpowiada, że wielokrotnie pomoc oferowało, jednak zawsze była ona odrzucana.

Wszystko zaczęło się 4 sierpnia. Między sklecone z dykty domki, stojące na dawnych działkach w Jelitkowie, wkroczyli gdańscy urzędnicy w asyście policji i straży miejskiej. Powiedzieli Romom, że muszą zabrać swoje rzeczy. Rozpoczęło się usuwanie obozowiska...

Tułaczka

Na działce w Jelitkowie mieszkało najprawdopodobniej dziesięcioro dorosłych i pięcioro dzieci. Do Polski przyjechali z rumuńskich Fogaraszy. Wcześniej koczowali już w Katowicach, Częstochowie, we Wrocławiu, gdzie mają część rodziny. Na działce w Jelitkowie, jak sami mówią, żyli od trzech lat. Po kilkunastu dniach od usunięcia obozowiska Romowie w asyście wspierających ich społeczników udali się do Urzędu Miasta, gdzie przekazali swój list prezydentowi Gdańska. „Mamy bardzo trudną sytuację materialną i nie było nas stać na wynajęcie mieszkania. Staraliśmy się nikomu nie przeszkadzać i mieliśmy dobre stosunki z naszymi sąsiadami. Też jesteśmy mieszkańcami Gdańska, chcemy móc tutaj pracować i wysyłać nasze dzieci do szkoły”. Po wręczeniu listu urzędnikom Romowie osiedlili się na jednej z działek w pobliżu Ergo Areny. Zostali z niej usunięci 26 sierpnia przez władze Sopotu.

Tego samego dnia wrócili w miejsce dawnego koczowiska, czyli na działkę w Jelitkowie i tam rozbili swoje namioty. Po pewnym czasie na miejscu pojawili się policjanci, strażnicy miejscy oraz Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska. Przedstawiciele Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie zaproponowali Romom schronienie w ośrodku dla osób bezdomnych. Osobne dla mężczyzn i dla kobiet z dziećmi. – Jesteśmy rodziną i nie chcemy być rozdzielani – odpowiadali stanowczo Romowie. Po kilku godzinach rozmów i negocjacji ostatecznie opuścili teren działki, zabierając swój dobytek. Powiedzieli, że dołączą do grupy innych Romów mieszkających w Gdańsku-Osowej.

Trudna współpraca

– Dostawaliśmy zawiadomienia od mieszkańców Jelitkowa skarżących się na uciążliwe sąsiedztwo z Romami – mówi o sprawie Antoni Pawlak, rzecznik prasowy prezydenta Gdańska. – Należy też podkreślić, że osiedlili się oni bez pozwolenia na nie swojej działce – dodaje. Słowa Pawlaka potwierdza Monika Ostrowska, rzeczniczka prasowa MOPR w Gdańsku. – Informację o romskim obozowisku w Jelitkowie otrzymaliśmy pod koniec stycznia 2014 r. Romowie nie byli zainteresowani jakąkolwiek pomocą z naszej strony. Mówili, że przebywają w Gdańsku turystycznie. Mieli też świadomość nielegalnego koczowania na terenie działki. Wiedzieli, że może być to niebezpieczne dla ich małych dzieci. Wielokrotnie prosiliśmy ich o ustabilizowanie sytuacji bytowej. Proponowaliśmy schronisko. Za każdym razem odmawiali – tłumaczy M. Ostrowska. Z czasem pracownikom socjalnym udało się częściowo zdobyć zaufanie Romów. – Nakłoniliśmy rodziców 8-letniego Sebastiana, by wysłali chłopca do szkoły. Sebastian miał zacząć naukę od września. W innej części Gdańska dzieci Romów poszły do szkoły podstawowej. Zaaklimatyzowały się w nowym środowisku. Chętnie chodzą na zajęcia i uczą się języka polskiego – informuje rzeczniczka i zapewnia, że nie było skarg na tę rodzinę ze strony osób mieszkających w okolicy. – Trzeba mieć jednak świadomość odmienności kulturowej rumuńskich Romów. Bardzo często są oni postrzegani stereotypowo – uzupełnia. Warto dodać, że trzy dni po pierwszej eksmisji odbył się przetarg na sprzedaż działki w Jelitkowie, na której koczowali Romowie. Trzy hektary kupił deweloper, który zapłacił za grunty 37,7 mln złotych. – Nie ukrywamy, że powodem oczyszczenia terenu z nielegalnego koczowiska był, oprócz niezadowolenia sąsiadów, także przetarg. Działka od wielu miesięcy była oficjalnie wystawiona na sprzedaż – podkreśla A. Pawlak.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama