Dostałem miły list. Ukazał się w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej". To odpowiedź red. Mikołaja Chrzana, naczelnego trójmiejskiego oddziału GW na mój komentarz pt. "(Nie)wolne media", który pojawił się na gdańskim oraz ogólnopolskim portalu "Gościa Niedzielnego", wywołując burzliwą dyskusję.
Drogi Mikołaju, na wstępie dziękuję za Twój list "Dlaczego bronię mediów z KOD" będący odpowiedzią na mój felieton (TUTAJ). Mimo że zasadniczo się różnimy, cieszę się, że zechciałeś podjąć polemikę i przyłączyłeś się do wymiany myśli na temat wolności i pluralizmu w mediach publicznych (także lokalnych).
Pozwolisz, że zacznę od końca. Powołujesz się na mądre słowa papieża Franciszka, który wskazuje na dezinformację jako najcięższy grzech mediów ("Bo wprowadza w błąd i sprawia, że wierzy się tylko w część prawdy"). Przykro mi jednak, że tej nauki ojca świętego nie stosujesz we własnej publicystyce.
Jacek Kurski - nie tylko polityk
Piszesz bowiem: "Gdy Jacek Kurski, rasowy polityk, zostaje prezesem TVP (...) to wiem, że jesteśmy daleko od demokratycznych standardów". Szkoda, że nie poinformowałeś jednocześnie czytelników swojego felietonu, że J. Kurski to nie tylko polityk, ale przez wiele lat także aktywny... dziennikarz, niewątpliwie znający się na swoim fachu lepiej, niż wielu jego poprzedników.
Jako absolwent III LO z pewnością wiesz, że obecny prezes TVP był jednym z inicjatorów "Biuletynu Informacyjnego Topolówka" - pierwszego (obok "Gilotyny" ukazującej się w gdańskim I LO) i najtrwalszego (funkcjonowało nieprzerwanie od 1982 do 1989 roku) pisma podziemnego wydawanego przez młodzież szkolną w Gdańsku, a być może również w całej Polsce. J. Kurski był także współtwórcą audycji emitowanych w działającej od 1983 roku Radiostacji "Topolówka" (Radio BIT) - najprawdopodobniej jedynej niezależnej szkolnej rozgłośni na terenie kraju. Jeśli chciałbyś poszerzyć wiedzę w tym temacie, zachęcam, sięgnij po moją książkę ("Niepokorni z Topolówki", Instytut Pamięci Narodowej, Gdańsk 2013).
Mikołaju, czy muszę przypominać Tobie o kolejnych redakcjach, w których Kurski pracował? "«Solidarność». Pismo Regionu Gdańskiego", "Tygodnik Gdański", "Tygodnik Solidarność". Tyle wystarczy? Może dorzucę jeszcze bijący rekordy popularności, niezwykle nowoczesny jak na tamte czasy program "Refleks" realizowany w TVP.
Komentarze to nie wszystko
Ad rem. Mikołaju, masz rację. Ja, Piotr Semka, Artur Górski jesteśmy regularnie zapraszani do komentarzy w Radiu Gdańsk, a inni prawicowi publicyści nierzadko pojawiają się (w podobnej roli) w audycjach i programach o zasięgu ogólnopolskim. I wcale nie musimy wyważać drzwi do studia. Ale to żaden dowód na mający jakoby obowiązywać w mediach publicznych pluralizm.
Jak doskonale wiesz, pisząc o braku prawicowej reprezentacji w TVP i Polskim Radiu, miałem na myśli wydawców, twórców programów i gospodarzy audycji, decydujących o agendzie tematów. Kolejni konserwatywni dziennikarze pracujący w mediach publicznych (a nie pojawiający się tam jedynie jako komentatorzy) byli takiej możliwości pozbawiani (nazwiska wymieniłem w poprzednim felietonie). Ostatnim, który mógł realizować się w takiej roli, był Jan Pospieszalski. Niestety jego program, mimo bardzo dobrej oglądalności, był systematycznie zawieszany, ograniczany i marginalizowany.
Jako doświadczony dziennikarz masz świadomość, że ważne jest nie tylko to, co możesz powiedzieć w studiu, lecz także jakie tematy w danym dniu zostały zaproponowane przez prowadzącego audycję. Ile razy niemądra i nie dająca się obronić wypowiedź prof. Pawłowicz, postawa radnego PiS "tropiącego słonia-geja" czy pomysł szalonej radnej "walczącej z pingwinami" wygrywały z nadużyciami władzy ze strony Platformy Obywatelskiej czy skandalami z udziałem prezydenta Komorowskiego?
Ty tymczasem za koronny dowód równowagi w lokalnych mediach publicznych uznajesz fakt pojawiania się w nich trzech prawicowych dziennikarzy. To niewiele na tle kilkunastu komentatorów o lewicowo-liberalnych poglądach, którzy najczęściej mierzą się ze swoimi ideowymi oponentami w niesprawiedliwej formule trzy (dwa) na jednego.
Przypominam też, że zaproszenie do studia dla ludzi z prawej strony nie jest aktem łaski, za który należy się wielki dług wdzięczności, ale ustawowym obowiązkiem, z którego wypełnianiem bywało w ostatnich latach różnie.
Katastrofizm i sianie alarmu
Podczas przywoływanego przez Ciebie spotkania papieża Franciszka z włoskimi dziennikarzami padło również takie, pouczające zdanie: "Przeplatanie katastrofizmu i sianie alarmu z pokrzepiającą obojętnością, te dwie skrajności, które stale obserwujemy w codziennym komunikowaniu, nie jest dobrą misją, jaką media mogą zaoferować".
Niestety liberalno-lewicowi politycy i dziennikarze mają w zwyczaju czerpać wybiórczo z nauk ojca świętego i instrumentalnie wykorzystywać pewne fragmenty wypowiedzi papieża do doraźnych potrzeb. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku, Mikołaju, jest inaczej.
Z wyrazami szacunku i sympatii,
Jan Hlebowicz