O barwnym życiu ks. Józefa Wryczy opowiada dr Krzysztof Korda, historyk.
Jan Hlebowicz: Podczas ostatnich Targów Książki Kaszubskiej i Pomorskiej w Kościerzynie Pańska praca "Ks. ppłk Józef Wrycza (1884-1961) biografia historyczna" zdobyła główną nagrodę w kategorii opracowania naukowe. Skąd pomysł na taką właśnie książkę?
Krzysztof Korda: To odpowiedź na apel śp. prof. Gerarda Labudy, aby upamiętnić wybitnych Pomorzan poprzez pisanie ich naukowych biografii. Profesor wypowiedział te słowa na II Kongresie Kaszubskim i mimo że od tego czasu upłynęło ponad 20 lat, to biografistyka pomorska nadal jest dziedziną nauki mało rozpoznaną. Brakuje nam jeszcze bardzo wielu naukowych opracowań.
Bohater książki urodził się w 1884 r. w Zblewie na Kociewiu, czyli w zaborze pruskim. Był buntownikiem już od wczesnej młodości...
Mawiał o sobie, że nie miał w życiu dwóch rzeczy - strachu i pieniędzy. I rzeczywiście tak było. Od najmłodszych lat, już jako gimnazjalista, związał się z filomatami pomorskimi. Potajemnie studiował polską literaturę, historię, geografię. Z tego powodu stanął przed prokuratorem pruskim. Mógł nawet zostać wyrzucony ze szkoły z wilczym biletem, jak jego koledzy, ale na szczęście nie znaleziono przeciw niemu obciążających dowodów. To właśnie wtedy nauczył się konspiracji, a doświadczenie z młodości mocno wpłynęło na jego późniejszą postawę.
10 lutego 1920 r. ks. Wrycza stanął u boku gen. Hallera w Pucku. Podobno sprzeciwił się dowódcy, gdy ten poprosił go o skrócenie kazania. To prawdziwa anegdota czy legenda powtarzana od lat na Kaszubach?
Rzeczywiście, ks. Wrycza w imieniu wojska polskiego oraz duchowieństwa wygłosił kazanie podczas zaślubin Polski z morzem w Pucku. Pogoda tego dnia była paskudna, dlatego gen. Haller chciał, aby kapelan skrócił kazanie. Ale ks. Wrycza się na to nie zgodził. Postawił się generałowi i zrobił po swojemu. Na szczęście. Kaszubi podczas płomiennego kazania płakali. Nadeszła chwila wolności, na którą czekali aż 148 lat, tj. od 1772 roku. To najważniejsza chwila w życiu ks. Wryczy - czas wejścia na karty historii, a także moment narodzin jego legendy.
Za swoją postawę podczas wojny z bolszewikami odznaczony został krzyżem walecznych. Walczył na "pierwszej linii"?
Był bardzo blisko żołnierzy. Wspierał ich, motywował, dodawał otuchy, gdy szli na pierwszy front. Jeden z żołnierzy wspominał, że w walkach nad Berezyną w 1920 r. ks. Wrycza "jako kapelan z karabinem w ręku atakował front bolszewicki". Dowódca pułku Władysław Koczorowski wnosił o odznaczenie księdza m.in. dlatego, że mimo choroby nie opuścił żołnierzy, "ponieważ jego głębokie patriotyczne przekonanie i uczucie na to nie zezwalało, a z drugiej strony chciał on sam żołnierza do wytrwania zachęcić".
Ks. Wrycza to osobowość złożona i trudna do zaszufladkowania. Z jednej strony narodowy bohater, z drugiej - człowiek o trudnym charakterze.
W 1924 r. ks. Wrycza przybył jako nowy proboszcz do Wiela, miejscowości i parafii, z którą miał związać się niemal do końca życia. We wspomnieniach zapisał się jako osoba o grubej skórze, ale gołębim sercu. Potrafił zrazić do siebie dużą część parafii, ale kiedy komuś działa się krzywda, stał na czele komitetu pomocy. Tryskał energią i pomysłami. W parafii upowszechniał różnego rodzaju kółka nie tylko religijne, ale także rolnicze, wojackie (paramilitarne). Był także dobrym gospodarzem. Dbał o kościół i o kalwarię wielewską.
Czym zrażał do siebie parafian? Zaangażowaniem politycznym? Był przecież nie tylko stronnikiem Narodowej Demokracji, ale jednym z jej liderów na Pomorzu.
Polityka bardzo zajmowała ks. Wryczę. Zdaniem niektórych jemu współczesnych - za bardzo. Był szefem ugrupowania na Pomorzu, lokalnym radnym. Wchodził w spory personalne, ale wynikały one głównie z tego, że w parafii pojawił się inny, lokalny przywódca z odmiennego ugrupowania i do tego żyjący na bakier z Kościołem. Być może ks. Wrycza nie zostałby politykiem, gdyby nie przewrót majowy z 1926 r., przeprowadzony przez Józefa Piłsudskiego. Duża część Pomorzan miała poglądy endeckie. Wynikało to z wdzięczności dla postawy Romana Dmowskiego za zabiegi o przyłączenie Pomorza do Polski. Kiedy na skutek przewrotu odsunięto od władzy rząd Wincentego Witosa współtworzony przez endecję, wielu Pomorzan protestowało. To spowodowało także większe zaangażowanie ks. Wryczy w politykę.
Za jego postawę spotykały go szykany ze strony sanacji.
Policja polityczna w II RP rozpracowywała ks. Wryczę, śledziła, spisywała kazania. Działania sanacji były ohydne. Podobnie postępował wobec księdza, mimo że po wojnie, w całkowicie innej rzeczywistości, komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa.