Cuda dzieją się teraz

O powołaniu do życia na misjach, trwającej zaledwie rok budowie ogromnej szkoły, terrorystach z Boko Haram i nadziei dla Nigerii mówi s. Elżbieta Blok ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame.

ks. Rafał Starkowicz: Kiedy odczytała Siostra powołanie do pracy misyjnej?

s. Elżbieta Blok: Na początku w ogóle nie myślałam o misjach. Nie to były moim pierwszym celem. W szkole średniej, po maturze pojechaliśmy na Jasną Górę, żeby podziękować Panu Bogu. Tam, u Matki Bożej, odkryłam, że moim powołaniem jest życie zakonne. Muszę powiedzieć, że moja decyzja nie spotkała się z akceptacją najbliższych. Ja jednak byłam zdecydowana. Moim celem stało się życie zakonne. W jego realizacji pomogli mi moi znajomi z parafii.

Jak zatem wyglądała droga Siostry na misje?

Najpierw pracowałam w kurii biskupiej, później trafiłam na placówkę na Kielecczyźnie. Były tam naprawdę bardzo skromne warunki. Dzisiaj wiem, że Pan Bóg przygotowywał mnie wówczas do pracy na misjach. Pewnego dnia przyjechała do nas siostra prowincjalna. W czasie jednego ze spotkań zapytała mnie, czy nie chciałabym pojechać na misje. Wówczas poczułam nagłą gotowość. Niedługo później rozpoczęłam w Warszawie przygotowania do wyjazdu.

Wyjazd na misje to dotknięcie innego świata...

Kiedy stanęłam na afrykańskiej ziemi, od razu poczułam się u siebie. Przez 20 lat pracowałam w Gambii, w buszu, daleko od cywilizacji. To była praca w edukacji, wśród wielu dobrych ludzi. Tu, w Polsce, ludzie nie zdają sobie sprawy z warunków panujących na misjach, a na pewno już z różnic panujących w samej Afryce. Nawet pomiędzy Gambią a Nigerią są wielkie różnice. Jednak pobyt w Gambii pomógł mi w aklimatyzacji w Nigerii. Tam powierzono mi prowadzenie biura rozwojowego. Moja praca polegała na pisaniu przeróżnych projektów i ich realizacji. Obejmowała kraje, w których obecne jest nasze zgromadzenie, czyli Gambię, Nigerię, Kenię, Sierra Leone i Ghanę. Miałam też pracować przy parafii.

Obecnie pracuje Siostra jako dyrektorka szkoły...

Kiedy tam przybyłam, przy parafii były dzieci, ale szkoły nie było. Był tylko stary kościół, który groził zawaleniem. Sale lekcyjne wydzielały tam jedynie postawione parawany. Można sobie wyobrazić, jaki panował tam hałas. Było także niezmiernie duszno. To nie były warunki do uczenia.

Postanowiła Siostra to zmienić?

Dwa lata temu przyjechałam do Polski z pragnieniem, żeby zdobyć trochę grosza na budowę szkoły. Dzięki Bożej Opatrzności stało się tak, że rumska parafia pomogła wybudować nam studnię przy jednej ze szkół, prowadzonych przez nasze zgromadzenie. Przyjechałam więc, żeby podziękować za pieniądze na budowę studni. Zupełnie nie znałam wówczas księdza Guta. Pieniądze na budowę studni były bardzo potrzebne, bo dziewczyny miały zaledwie 20 litrów wody na cały tydzień. Szukałam w ambasadzie, w różnych organizacjach... Nie miałam już wielkiej nadziei. Czas płynął, a nie było specjalnego odzewu. Dopiero później odebrałam telefon z organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Usłyszałam, że nie mam się o nic martwić, tylko planować budowę szkoły. Pieniądze będą. Podczas mojej wizyty w Rumi zaczęłam informować o naszych potrzebach dotyczących budowy szkoły. Zebrałam także pieniądze do puszek na ten właśnie cel. Umożliwiono mi także dokonanie podobnych zbiórek w innych parafiach archidiecezji.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..