W 1995 r. w bloku przy ul. Wojska Polskiego 39 w Gdańsku doszło do potężnego wybuchu. W wyniku eksplozji zginęły 22 osoby. Prof. Sławomir Cenckiewicz na Facebooku ujawnił dokumenty sugerujące, że w wybuch mógł być zamieszany Urząd Ochrony Państwa. Sprawę skomentował Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.
Przypomnijmy: do wybuchu gazu w piwnicy budynku przy ul. Wojska Polskiego 39 doszło w wielkanocny poniedziałek 17 kwietnia 1995 r. o godz. 5.50. Na skutek eksplozji trzy kondygnacje bloku zostały doszczętnie zniszczone. Po konsultacjach specjalistów chwiejący się budynek został wysadzony w powietrze dzień później.
Akcja ratownicza trwała 86 godzin. Ewakuowano 49 mieszkańców. Zginęły 22 osoby. Wśród ofiar był także jeden z lokatorów, który - jak ustaliła prokuratura - celowo uszkodził instalację gazową. Więcej o tej sprawie pisaliśmy TUTAJ i TUTAJ.
Po latach inną możliwą wersję wydarzeń przedstawił prof. Sławomir Cenckiewicz, członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, historyk.
"Minęło ponad 10 lat, kiedy pracując kilka lat nad sprawą Wałęsy i przygotowując książkę »SB a Lech Wałęsa« spotkałem się z kilkoma osobami - urzędnikami miejskimi, pracownikami tajnych służb, strażakami, a nawet byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, którzy niezależnie od siebie mówili tak: »Wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy«" - pisze historyk na Facebooku.
"Dopytywałem: jak to możliwe?! Pewien funkcjonariusz b. SB, ale świetnie ustosunkowany w środowisku UOP/ABW, tłumaczył mi, że w zawalonym bloku mieszkał płk. Adam Hodysz, którego ekipa prezydenta Lecha Wałęsy z delegatury UOP w Gdańsku podejrzewała o przetrzymywanie kopii dokumentów agenturalnych Wałęsy/Bolka. »Upozorowali wybuch gazu - mówił - żeby wyprowadzić później wszystkich mieszkańców i wejść do mieszkania Hodysza. Przesadzili, budynek się zawalił i zginęli ludzie. Ale do mieszkania i tak weszli«. Wskazywał na ekipę wałęsiarzy z UOP w Gdańsku (...). Prezydent Wałęsa i jego ludzie czyścili wówczas archiwa ze wszystkich komprmateriałów" - dodaje badacz.
Jeden z dokumentów opublikowanych przez prof. Cenckiewicza na Facebooku Facebook S. Cenckiewicz twierdzi, że tę historię opisał ówczesnemu szefowi Instytutu Pamięci Narodowej śp. Januszowi Kurtyce oraz współautorowi książki o Lechu Wałęsie Piotrowi Gontarczykowi. Z powodu braku mocnych dowodów nie doszło do publikacji fragmentu na ten temat, choć znalazł się on w pierwotnej wersji książki "SB a Lech Wałęsa".
"Piszę o tym wszystkim, bo po blisko roku walki doszło do odtajnienia akt prokuratorskich dotyczących sprawy Zbigniewa Grzegorowskiego - zaufanego SB-eka Wałęsy, później UOP-owca, a teraz funkcjonariusza ABW (o zgrozo)" - wyjaśnia S. Cenckiewicz.
Z. Grzegorowski miał być zamieszany w akcję ukrywania ew. niszczenia dokumentów związanych ze sprawą Lecha Wałęsy. Ostatecznie po 16 latach Z. Grzegorowski został oczyszczony z zarzutów, choć sąd uznał, że do kradzieży akt doszło.
Badając akta tej sprawy, S. Cenckiewicz natrafił na wyjątkowy dokument. Wniosek dowodowy Z. Grzegorowskiego z 28 września 2005 r., w którym pisze on o znalezisku [akta dot. Sprawy Obiektowej ''Jesień 70'' i dokumenty z archiwum byłej SB - red.] w mieszkaniu A. Hodysza właśnie w czasie tragedii bloku przy ul. Wojska Polskiego. I dodaje, że UOP miał te informacje od swojego agenta.
"Tyle razy mówiłem, że sprawa Wałęsy na wiele pięter i wymiarów, i że nie da się tego przykryć i zakończyć nawet teczkami Kiszczaka" - podsumowuje historyk.
Wpis naukowca wywołał burzę. Odniósł się do niego m.in. Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.
"Jak przejść do porządku dziennego nad takim absurdem?? (...). Że, ponieważ w wieżowcu na parterze mieszkał Adam Hodysz, to »prawdopodobnie« UOP chciał się dobrać do dokumentów z jego mieszkania i dlatego zaaranżował wybuch gazu. To wszystko jest wywnioskowane z jakiejś notatki, jakiegoś funkcjonariusza, do której dotarł S. Cenckiewicz (...). Jak można tego typu krańcowe oskarżenia publikować, nie mając nawet poszlak? Bo to jest oskarżenie najgrubszego kalibru. No chyba, że to jest kabaret. Ale mnie i rodzin tych osób, które tam zginęły, wcale to nie śmieszy" - napisał na Facebooku P. Adamowicz.