"Nagle usłyszeliśmy ciężkie kroki. Pierwszy sowiecki żołnierz stanął przed nami gotowy do oddania strzału. Drugi podszedł do nas i zabrał nam zegarki" - pisał ks. Georg Klein, wikariusz kościoła św. Józefa, w którym chwilę później rozegrała się tragedia.
Jest koniec marca. 75 lat temu Armia Czerwona rozpoczyna szturm na centrum Gdańska. Ponad 100 mieszkańców miasta - głównie kobiet, dzieci i starców - szukając schronienia przed czerwonoarmistami, chowa się w kościele św. Józefa. Bolszewicy rabują plebanię i wnętrze świątyni. Wychodzą z cennymi łupami, torując drogę następnym. W ruch idą butelki z samogonem. Rozochoceni żołnierze wołają do siebie przestraszone kobiety. Te, które próbują uciec, straszą pepeszami. W pewnym momencie pod kościół podjeżdża pojazd załadowany beczkami. Stłoczeni w środku ludzie czują zapach benzyny. Jedna z kobieta, domyślając się, co ją czeka, wybiega z kościoła i natychmiast zostaje zastrzelona. Chwilę później pijany żołnierz podkłada ogień. „Widzieliśmy z plebanii, jak w świątyni buchnęły płomienie i słyszeliśmy krzyki i płacz znajdujących się wewnątrz ludzi” - relacjonował ks. Klein. Gdańszczanie przebywający w płonącym kościele już z niego nie wychodzą. To jeden z najdramatyczniejszych epizodów związanych z zajmowaniem Gdańska przez Armię Czerwoną. Proces ten wciąż pozostaje niedostatecznie rozpoznany. Jak przebiegał i jakie były jego konsekwencje?
W kościele św. Józefa znajduje się epitafium upamiętniające tragiczne wydarzenia sprzed 75 lat.Frau komm!
Zacięte walki toczyły się przez kilka dni na przedmieściach Gdańska, ale w samym mieście nie trwały długo. Intensywny ostrzał artyleryjski, uderzenia sowieckich grup szturmowych, a przede wszystkim bombardowania lotnicze wpłynęły na morale niemieckiego żołnierza - większość jednostek opuściła pozycje w centralnych dzielnicach miasta w nocy z 27 na 28 marca i wycofała się w stronę ujścia Wisły. „W Gdańsku zostało wielu mieszkańców. Na chodnikach kłębi się tłum kobiet, dzieci i starców. Około połowa z nich to Niemcy, pozostali - miejscowi Polacy oraz siłą przygnani tu na roboty Rosjanie i Ukraińcy” - pisał kpt. Makuchin do „Krasnoj Zwiezdy”. Ze wspomnień mieszkańców Gdańska z tamtego czasu wyłania się obraz zniszczonego i płonącego miasta pełnego gruzów. „Widok przedstawiał się okropny (…). Ogromna ilość trupów zalegała ulice, sprzęt wojenny, zwłaszcza wypalone czołgi stały rzędami, podobnie działa oraz tramwaje i autobusy. Na tle tego wstrząsającego obrazu przypominam sobie gromadkę chłopców w Oliwie, bawiących się w wojnę. Było to zdumiewające” - wspominał ks. Piotr Mazurek, kapelan Brygady Artylerii Ciężkiej.
Jak zaznaczają historycy dr Tomasz Gliniecki i dr Dmitriy Panto, od samego początku obecności w Gdańsku Sowieci mieli ogromne problemy z zaprowadzeniem porządku, co, jak możemy przeczytać w jednym z raportów, „wielu żołnierzom dało możliwość naruszenia dyscypliny wojennej, dokonania czynów niegodnych miana Armii Czerwonej”. Co kryło się za tym lakonicznym sformułowaniem? „»Frau komm«. Jak często miałyśmy to jeszcze usłyszeć? Popołudniem i wieczorem przyszedł Rosjanin, chwycił moją ciotkę, musiano zrobić miejsce, a on położył się między nas. Moja ciocia, która była zmuszona przez całą noc oddawać się mu, ochroniła nas pierwszej nocy od najgorszego” - wspominała po wojnie Ingeborg Schuster, mieszkanka Wrzeszcza. Kryteria, którymi kierowali się czerwonoarmiści w wyborze ofiar, nie były ostre - przemocy seksualnej doświadczały również Polki. Jak podkreśla historyk prof. Piotr Perkowski skutki masowych gwałtów wykraczały poza chwilową, wojenną traumę. „Wydarzenia te stały się w Polsce i w Niemczech tematem tabu dla całego pokolenia. Kobiety, zarówno te, które wyjechały, jak i te, które pozostały w Gdańsku, wolały milczeć na temat własnych doświadczeń”. Na skalę tego zjawiska wpłynął również stosunek do ofiar. W powszechnym odczuciu uważano, że Niemki „w jakimś sensie zasłużyły na takie traktowanie”.