Nowy numer 17/2024 Archiwum

Historia o księżach patriotach

Rozmowa z dr. Janem Hlebowiczem, historykiem gdańskiego IPN, o jego najnowszej książce "Polityka na ambonie" i tzw. księżach patriotach, współpracujących z komunistami w latach 50. XX wieku.

Piotr Piotrowski: Księża patrioci... Ksiądz Skarga, ksiądz Skorupka, bł. Jerzy Popiełuszko. Ci, o których dziś rozmawiamy, raczej nie rysują się jako postacie jednoznacznie patriotyczne. Spróbujmy scharakteryzować tych "patriotów".

Dr Jan Hlebowicz: To prawda. Rozmawiając z ludźmi na temat badań, które prowadziłem, bardzo często słyszałem: "To świetnie, że wziął się pan za tych wspaniałych księży, co działali w czasie II wojny światowej". Musiałem więc prostować, że nie chodzi o kapelanów ZWZ-AK, później podziemia niepodległościowego, ale o grupę duchownych, którzy zdecydowali się na jawną współpracę z komunistycznymi władzami po 1945 roku. Inna sprawa, że i w tej grupie bywali kapłani z pięknymi kartami z czasów wojny - kapelani Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie czy kapelani Armii Krajowej. Niestety, po II wojnie światowej - w bardzo różnych i złożonych okolicznościach - byli łamani przez opresyjny system i decydowali się na współpracę z komunistami.

Kto, jak i kiedy wpadł na pomysł stworzenia idei księży patriotów?

Nie był to "polski wynalazek". Wcześniej podobny mechanizm został niejako przećwiczony w Związku Sowieckim w ramach ruchu Żywej Cerkwi. Należący do niego duchowni prawosławni, nazywani także "czerwonymi kapłanami", uznali rewolucję październikową za wydarzenie pozytywne, znoszące w Rosji wyzysk i różnice społeczne, oraz zadeklarowali wierność wobec nowego rządu, mimo jego wyraźnie antyreligijnego charakteru. W kolejnych latach bolszewicy, poprzez swoje tajne służby, wykorzystywali ruch Żywej Cerkwi w walce z Kościołem prawosławnym, traktowanym jako największe zagrożenie ideologiczne. W dużej mierze udany proces podporządkowania i rozbicia od wewnątrz Kościoła ewangelickiego przeprowadził też Adolf Hitler w III Rzeszy. W 1932 r. berliński pastor Joachim Hössenfelder utworzył w niemieckim protestantyzmie pronazistowski ruch religijny o nazwie Niemieccy Chrześcijanie. Podobnie jak w bolszewickiej Rosji ruch Żywej Cerkwi rozbił wewnętrznie Kościół prawosławny, tak w III Rzeszy Niemieccy Chrześcijanie doprowadzili do dalekosiężnego zróżnicowania poglądów i postaw członków gmin ewangelickich i duchowieństwa. Hitler instrumentalnie podporządkował sobie, a następnie wykorzystał część pastorów do realizacji własnych zamysłów ideologicznych i politycznych. Charakterystyczne dla obu totalitarnych państw - bolszewickiej Rosji i nazistowskiej III Rzeszy - mechanizmy zdominowania Kościoła przez państwo zostały zastosowane również po zakończeniu II wojny światowej w państwach podporządkowanych ZSRR, w tym również w Polsce.

Kto decydował się w Polsce na taką formę współpracy?

To były sytuacje bardzo różne i złożone. Zacznijmy od tego, że księży, którzy decydowali się przystąpić do ruchu "patriotów" z pobudek ideowych, było niewielu. Większość duchownych była do tego zmuszana - szantażami, groźbami, rozmaitymi naciskami. Jak wyglądało to w praktyce? Komunistyczny aparat represji gromadził różnego rodzaju tzw. kompromaty, czyli materiały kompromitujące na danego księdza. Zakres tego, co uznawano za kompromat, był bardzo szeroki. Mógł być to udział duchownego w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych, zapis na Niemieckiej Liście Narodowościowej, ale także problemy natury moralnej - utrzymywanie intymnych relacji z kobietami, rzadziej - choć także - z mężczyznami, czy alkoholizm i związane z nałogiem rozmaite ekscesy. Do takiego księdza przychodził funkcjonariusz UB albo pracownik administracji wyznaniowej, który straszył: "Jeśli nie zaczniesz współpracować, pójdziesz siedzieć za swoją działalność z okresu II wojny światowej. A czy z więzienia wyjdziesz? Zobaczymy". Albo: "Wemy, że byłeś na Volksliście. Chcesz, by twoi parafianie dowiedzieli się, że kolaborowałeś z niemieckim okupantem? Lepiej zapisz się do patriotów". I mimo że w wielu przypadkach o żadnej kolaboracji z nazistami nie było mowy, dany ksiądz ulegał presji z lęku przed tym, jak zostanie odebrany przez parafian. Dodajmy też, że organizacja zrzeszająca księży patriotów, czyli na poziomie ogólnopolskim Główna Komisja Księży, a na poziomie lokalnym - okręgowe komisje księży, przyciągały do siebie różnymi "bonusami". Kapłan, który zapisał się do organizacji, mógł liczyć na rozmaite zapomogi, dostęp do lekarstw, darmowe pobyty w domach wypoczynkowych, odznaczenia państwowe. Dla duchownych, którzy wyszli z II wojny światowej zniszczeni psychicznie i fizycznie - na przykład byłych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych, a takich też w szeregach "patriotów" było niemało, obietnica dostępu do leków stanowiła poważny argument "za".

Jak bardzo szkodliwa była ich działalność? Może jednak było coś pozytywnego?

Aktywność księży patriotów podporządkowana była ściśle władzom państwowym i aparatowi bezpieczeństwa. Jeśli trzeba było głosić, że kolektywizacja rolnictwa jest potrzebna, "patrioci" to głosili. Jeśli trzeba było uderzyć w prymasa Wyszyńskiego, "patrioci" to robili. Jeśli pojawiała się potrzeba zaatakowania Watykanu, "patrioci" byli na to gotowi. I tego typu "litanię przewin" można byłoby mnożyć, dodając również aktywny udział duchownych "reżimowych" w werbowaniu do Komisji Księży, czyli de facto łamaniu kręgosłupów moralnych innych współbraci w kapłaństwie. Czy dostrzegam jakąkolwiek działalność pozytywną? Jeśli taka miała miejsce, to raczej mimochodem. Mianowicie pewnym sposobem przyciągania do Komisji Księży było udzielanie przez nią wsparcia kapłanom niezwiązanych z ruchem w sytuacji represji wymierzonych przez władze państwowe lub UB w postaci zatrzymania, aresztu oraz groźby procesu lub więzienia. Mówiąc prościej - dany ksiądz zostawał zatrzymany. Następnie księża patrioci interweniowali u władz albo UB i duchowny - pod wpływem takiej interwencji - wychodził na wolność. Oczywiście, księża patrioci oczekiwali w zamian, że ów kapłan, w ramach spłaty długu wdzięczności, przystąpi do organizacji. Jeśli tego nie robił, próbowano go szantażować. Także groźbą ponownego zatrzymania. Widzimy więc, że intencje te nie były całkiem czyste. Natomiast faktem jest, że dzięki tego typu zaangażowaniu Komisji Księży na wolność wyszedł m.in. ks. Hilary Jastak. Ale także inni duchowni: ks. Józef Miszewski, ks. Arnold Goetze, ks. Feliks Ożga, ks. Konrad Lubiński.

Historia o księżach patriotach   Bycie księdzem patriotą oznaczało nieustanną kontrolę i inwigilację. Z drugiej strony aktywność w ramach komisji szczególnie "lojalnych" duchownych wiązała się z ochroną, profitami materialnymi i finansowymi oraz odznaczeniami państwowymi. Archiwum Akt Nowych

Czy Kościół "rozliczył" działalność księży patriotów?

Wydaje mi się, że ruch księży patriotów nie obciąża instytucji Kościoła, raczej część duchowieństwa, która uległa presji i zdecydowała się współpracować z komunistami po 1945 roku. Sam prymas Stefan Wyszyński wielokrotnie oficjalnie przestrzegał innych kapłanów przed księżmi patriotami. Jako współtwórca katolickiej myśli społecznej negował ich "obywatelskie" zaangażowanie, wskazując, że jest to postawa fałszywa, niegodna katolickiego kapłana, ponieważ opiera się na idei walki klas. Miał również pretensje do moralnej postawy niektórych przedstawicieli środowiska księży patriotów. Trzeba też wyraźnie podkreślić, że do pewnego, choć niepełnego "rozliczenia" działalności duchownych "reżimowych" doszło na fali tzw. październikowej odwilży w 1956 roku. Księża patrioci pozbawieni zostali parasola ochronnego ze strony państwowych czynników. Nierzadko zmuszani byli przez rządców diecezji do przedwczesnego przechodzenia na emerytury, część opuszczała kraj, inni zrzucali sutanny. Ruch duchownych "postępowych" odrodził się dopiero w 1959 r., w ramach kół księży Caritas przy Zrzeszeniu Katolików "Caritas". Jednak organizacja ta nigdy nie miała takiego wpływu na duchowieństwo i społeczeństwo, jak jej poprzedniczki z lat 1949-1956.

Jaka jest Twoja rola i rola IPN w rozliczaniu tej niechlubnej karty katolickiego duchowieństwa?

- Zadaniem historyka, naukowca, w tym także pracownika IPN, jest mierzenie się z trudnymi, złożonymi sprawami z przeszłości i ukazywanie ich w szerokiej perspektywie. Od samego początku zależało mi, by być maksymalnie uczciwym w przedstawieniu grupy księży patriotów, ukazując ją na tle trudnych czasów, w jakich przyszło im żyć i dokonywać wyborów. Moja książka nie jest czarno-białym zapisem. Czytelnik znajdzie w niej całe mnóstwo różnych odcieni szarości.

Czy Kościół odniósł się jakiś sposób do Twojej publikacji?

W trakcie badań ze strony przedstawicieli Kościoła słyszałem raczej słowa aprobaty dla podjętego wyzwania naukowego. W większości były to głosy uznające - podobnie jak ja - potrzebę gruntownego przebadania tego zagadnienia. Korzystałem też z archiwów kościelnych - w Gdańsku i Pelplinie oraz w poszczególnych parafiach - i także w tym wymiarze spotykałem się z otwartością i życzliwością. To, co może wywołać pewne kontrowersje, to fakt, że część opisywanych w książce duchownych do dzisiaj uznawana jest przez parafian za świetnych duszpasterzy, dynamicznych organizatorów, skutecznych budowniczych kościołów. I tak rzeczywiście było. Jednak lokalne społeczności często nie zdawały, a właściwie wciąż nie zdają sobie sprawy z drugiego oblicza swoich duszpasterzy - oblicza współpracowników komunistycznego reżimu. Być może po lekturze książki będą musieli zmierzyć się z trudną prawdą o kapłanach, których dotychczas znali wyłącznie z jednej, tej pozytywnej strony.


dr Jan Hlebowicz, historyk, publicysta, pracownik IPN Gdańsk, w latach 2012-2018 dziennikarz "Gościa Gdańskiego".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama