O abstynencji w sierpniu, zagrożeniach pojawiających się w życiu jednostki i narodu oraz działaniach podejmowanych w archidiecezji na rzecz tych, którzy popadli w uzależnienia, z ks. prał Bogusławem Głodowskim, diecezjalnym duszpasterzem osób uzależnionych, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.
Ks. Rafał Starkowicz: Czym sierpień różni się od innych miesięcy? Dlaczego abstynencja w tym miesiącu jest taka ważna?
Ks. Bogdan Głodowski: Jest tu wiele powodów. Po pierwsze te historyczne. Należy przede wszystkim zauważyć rocznicę powstania "Solidarności". Idąc dalej w głąb historii, sierpień łączy się z wielkim narodowym zrywem, jakim było Powstanie Warszawskie. Gdy dodać do tego jeszcze zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej w 1920 roku, to zyskujemy pełen obraz. Sierpień w naszej historii jest miesiącem wyjątkowym. Jest znakiem zwycięstwa nad zagrożeniami, jakich doświadcza Ojczyzna.
Czy tylko o te narodowe rocznice tu chodzi?
- Nie tylko. Sierpień jest czasem świąt maryjnych. Szukamy wzoru życia dla siebie, dla polskiej rodziny. Stąd też jest to czas pielgrzymek, podejmowania wyrzeczeń. Myślę, że szczególnym drogowskazem są tu słowa bł. Jana Pawła II z 1983 roku, że Polacy muszą zagospodarować swoją wolność, że potrzebna jest ta odnowa moralna narodu. To wątki, które składają się na to, że sierpień jest ważny choćby pod względem trzeźwości, więcej nawet, zachowania abstynencji.
A nie wystarczy zwykłe umiarkowanie?
- Podczas wakacji, czasu, w którym wielu ludzi odpoczywa, ważne jest pokazanie tego, że miarą wypoczynku nie jest ilość wypitego alkoholu czy pustych butelek na campingu. To także czas żniw, kiedy rolnicy w pocie czoła zbierają owoc pracy swoich rąk. Kiedyś symbolem żniw miała być butelka Vistuli. To nawiązanie do nazwy snopowiązałki wydaje się iście sarkastyczne. Wielu ludzi mówi: ”Proszę księdza, ja piję jeden kieliszek wina do obiadu. Zdarza się to sporadycznie. Dlaczego w sierpniu mam z tego rezygnować?”. W Polsce jest spora grupa ludzi uzależnionych, którym przykład abstynencji innych po prostu pomaga wyzwolić się z choroby. Tu jest duże pole dla nas, chrześcijan, byśmy potrafili zrezygnować z tego jednego kieliszka. To zadziwiające, że ludziom, dla których alkohol generalnie nie jest problemem, tak trudno zrezygnować z tego jednego kieliszka. A to jest świadectwo, którego potrzebuje świat.
A więc przede wszystkim chodzi o właściwe wzorce?
- To bardzo ważne. Wiemy o tym, że te wszystkie niebezpieczeństwa: alkohol, narkotyki, zagrożenia w ogóle, oraz to, co one generują, a więc bezrobocie, bieda, bezradność życiowa, są niejako powielane przez kolejne pokolenia. Pokazanie ludziom doświadczającym tego rodzaju przeżyć, że można zrezygnować z tego jednego kieliszka, jest niezwykle istotne.
Czy ma to także wymiar duchowy?
- Każde zobowiązanie dotyczące abstynencji, postu, modlitwy czy ofiary ma znaczenie dla człowieka, który je podejmuje, a także dla środowiska, w którym żyje.
No właśnie. Jak w oczach Księdza wygląda to nasze, polskie środowisko?
- Dzisiaj trzeba mieć potężny motyw, ale także odwagę przeciwstawienia się powszechnej kulturze użycia. Widać to chociażby w miażdżącej sile reklam, szczególnie tych adresowanych do młodzieży, a nawet dzieci. Człowieka uczy się od małego, że zaspokajanie pragnień i kaprysów w życiu jest najważniejsze. I później mamy takie sytuacje, że rodzi się dziecko, a matka ma trzy promile alkoholu. Po badaniach okazuje się, że noworodek ma dwa i pół. Dzisiaj pracujemy nawet z dziećmi uzależnionymi od alkoholu. W reklamie napicie się alkoholu przedstawiane jest tak, jakby to była zwykła oranżada. Świadectwo życia chrześcijan i mówienie o tym ma dzisiaj kluczowe znaczenie. To zderzenie cywilizacji życia i cywilizacji śmierci.
Telewizja podała ostatnio, że nie jest z Polakami tak źle, bo w rankingu spożycia mocnych alkoholi jesteśmy na 19. miejscu w Europie. Jak Ksiądz to ocenia?
- W socjalizmie brakowało wszystkiego. Jak ktoś kupował alkohol, to często hurtem, właśnie dlatego, żeby nie zabrakło. Pito na umór, bo nie było niczego innego. Tego lęku jest dzisiaj mniej. Na pewno mniej widać takich ludzi na ulicach. Ale pojawia się kolejne niebezpieczeństwo. Powiększa się grupa dzieci i młodzieży eksperymentujących z alkoholem. Coraz więcej młodych ma już za sobą inicjację w tej dziedzinie. A wiek próbujących jest coraz niższy. Sięga siódmego, dziesiątego roku życia.
Dzieje się to czasem za przyzwoleniem rodziców…
- Lansowany przez telewizje liberalizm powoduje to przyzwolenie. Wystarczy popatrzeć na imprezy, na których dzieci z drżeniem czekają na kieliszek tzw. bezalkoholowego szampana, podczas gdy rodzice piją mocniejszy alkohol.
Dlaczego użył Ksiądz wyrażenia ”tak zwanego”?
- Bo generalnie nie ma bezalkoholowego szampana. Alkoholu jest tam mniej, tak ze 2-3 procent, a nie 15 czy 30. Ale jest. Gazowany sok fermentuje. Ale ważniejszy jest jeszcze element wychowawczy. Strzelanie szampanem, nalewanie… Dzieci, choć małe, ale już się cieszą. Prawie jak ci, którzy w latach osiemdziesiątych czekali na indyki z darów. To niezdrowe podniecenie uczy pewnych nawyków. Później zmieniają się kieliszki i ich zawartość. Tutaj chodzi o kształtowanie postaw. Ludzie oglądają telenowele, bo sami nie potrafią żyć. Wolą kogoś naśladować. Nie możemy zapominać, że dla nas chrześcijan życie Jezusa jest najpiękniejszym wzorcem do naśladowania. Zresztą za realizacją wielkich produkcji stoją dzisiaj jeszcze większe korporacje i ich pieniądze. Tak jest w wielu sferach. Brakuje nam świadomości celu naszego życia.